Wskaźnik temperatury silnika pokazał właśnie 90 stopni Celsjusza. Jednostka jest już zatem rozgrzana. To stwierdzenie, które jest kluczowe z punktu widzenia zimowej eksploatacji. Niestety to też stwierdzenie, które stanowi pewne uproszczenie. Bo wskaźnik temperatury silnika nie zawsze oznacza, że rozgrzany jest także olej smarujący jego elementy. A sam temat oleju często poruszamy w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Temperatura silnika jest mierzona na podstawie odczytów dotyczących płynu chłodniczego. Nie musi to mieć i często nie ma wiele wspólnego z temperaturą oleju. To dwa różne wskaźniki. Tak, temperatura silnika może być pewnym prognostykiem. Nadal warto jednak pamiętać o tym, że gdy płyn chłodniczy zdąży już osiągnąć 90 stopni, olej często ma niespełna 50 stopni.
Stojąc w korku bez problemu samochód osiągnie temperaturę roboczą płynu chłodniczego. Olej nie rozgrzeje się jednak do blisko 90 stopni Celsjusza w takich warunkach. Nie ma na to szans.
Co decyduje o działaniu tego efektu? Olej musi wyciągnąć całą temperaturę z silnika i spalania stukowego. A do tego jeżeli jednostka nie posiada chłodnicy oleju, może nie mieć gdzie oddać nadmiaru ciepła. Układ chłodzenia ma natomiast do dyspozycji pewne sztuczki. Zaraz po starcie może zamknąć krążenie płynu w małym układzie. To przyspieszy jego nagrzanie. Podczas dynamicznej jazdy natomiast ma do dyspozycji układ duży, a w tym chłodnicę. Te pozwalają na szybkie wytracenie nadmiaru ciepła.
Zrozumienie tej zależności prowadzi tak naprawdę do kilku wniosków. Mowa o:
Niedogrzany olej jest groźny dla silnika z trzech powodów. Powoduje że:
Powyższy opis bez wątpienia brzmi groźnie. Całe szczęście o takich okolicznościach wiedzą nie tylko mechanicy, ale i producenci motoryzacyjni. Właśnie dlatego współczesne silniki są o wiele lepiej przygotowane do jazdy w warunkach niedogrzanego oleju. Nie, to nie oznacza że do usterki nie dojdzie nigdy. To jedynie oznacza, że jej widmo zostanie odwleczone w czasie. I to tak naprawdę od zachowań kierowcy zależy jak bardzo.