Kogucik z Rudy Śląskiej. Najpierw spowodował kolizję, a później... skopał swój samochód

Kierowcom w Polsce coraz częściej wyskakują bezpieczniki. Kierujący Fordem najpierw uderzył w inne auto, a później w ramach chyba kary skopał swój samochód. Agresja w tym przypadku skończyła się autodestrukcyjnie. Ale nie zawsze tak jest.

Kolizja drogowa zawsze jest scenariuszem nieoczekiwanym. Dużo mówimy na ten temat w serwisie Gazeta.pl. Prawdziwie nieoczekiwane potrafi być jednak to, co dzieje się później. I przekonał się o tym pewien kierowca z Rudy Śląskiej. Na ulicy Zabrzańskiej zwolnił, aby spokojnie przejechać przez przejazd kolejowy. Kierujący Fordem jadący z tyłu zbyt późno zauważył jednak manewr. Doszło do kolizji.

Zobacz wideo Zielona Góra. 62-latek zignorował czerwone światło i zderzył się z audi

Wysiadł, zaczął krzyczeć i... skopał swój samochód

W tym punkcie scenariusz nie wydaje się mocno zaskakujący. Właściciel Focusa być może zamyślił się, a być może oderwał uwagę od drogi z innego powodu. Uderzył w tył poprzedzającego auta i zdarzenie nie miało raczej groźnego charakteru, przebiegu czy skutków. Zaskakujące jest natomiast to, co dzieje się później. Bo sprawca kolizji najpierw stwierdza że musi zawieść żonę do pracy. Zrobi to i dopiero wróci na miejsce zdarzenia...

 

Poszkodowany nie zgadza się na takie rozwiązanie. Proponuje zjechanie z drogi i spokojne spisanie oświadczenia. Kierujący Fordem spokojny nie ma jednak zamiaru być. Ewidentnie traci nad sobą kontrolę. Zaczyna krzyczeć, aż w końcu kopie w błotnik swojego samochodu. Tak, swojego! Powoduje w ten sposób jego wgięcie. Kolizja nie była na tyle poważna, aby błotnik ucierpiał. W wyniku uderzenia prawdopodobnie delikatnie porysowany został zderzak. Sprawca tym samym zniszczył dobry element nadwozia i narobił sobie dodatkowych kosztów. Ręce opadają.

Mogło zakończyć się oświadczenie. Mogło, ale nie zakończyło

Sytuacja na pierwszy rzut oka może wydawać się zabawna. Kogucik najpierw nabroił, a później ma pretensje do całego świata i wyżył się na swoim samochodzie. Tyle że patrząc na skalę rosnącego napięcia i agresji, poszkodowanemu do śmiechu wcale nie było. Nie ma się zatem co dziwić, że zamiast spisywać oświadczenie, zdecydował się na wezwanie na miejsce zdarzenia policji. Funkcjonariusze orzekli o winie kierującego Fordem i ukarali go mandatem.

Rachunek strat kierowcy Focusa? Straci zniżki. Z OC zapłaci za naprawę auta poszkodowanego. Dostał co najmniej 1100 zł mandatu i 10 punktów karnych. A do tego przez napad agresji zniszczył błotnik w swoim aucie. Jakby jeszcze brakowało mu kosztów...

Kierowca Forda udowadnia jedno. Agresja jest realnym problemem

Kierowca Forda udowadnia jedno. Agresja na polskich drogach nie okazuje się mitem. Jest realnym problemem i bez wątpienia trzeba z nią walczyć. Szczególnie że nie zawsze jest skierowana autodestrukcyjnie jak w tym przypadku. Bywa że w jej wyniku niszczone jest cudze mienie, ewentualnie dochodzi do pobicia. Zatrzymujmy zatem nie tylko przysłowiowych chamów. Napiętnujmy też drogowych agresorów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.