Jesienna aura i opady deszczu sprawiają, że wystarczy chwila nieuwagi, żeby doszło do groźnej sytuacji na drodze. Zwłaszcza, gdy kierowca ma do dyspozycji pod prawą stopą zbyt dużo mocy. Co jakiś czas pojawiają się kierowcy, którzy próbują pokonać prawa fizyki, ale ostatecznie stwarzają tylko niebezpieczeństwo dla siebie oraz innych osób.
Więcej ciekawych newsów motoryzacyjnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Do takiej sytuacji doszło wczoraj na ulicach Warszawy, o czym poinformował profil Miejski Reporter na Facebooku. Do kosztownego w skutkach zdarzania doszło podobno przez "nadmierne ambicje kierowcy".
Kierowca nowego Ferrari Roma poruszał się ze zbyt dużą prędkością po ulicy Wirażowej w Warszawie. Na prostym odcinku stracił panowanie nad samochodem, wypadł z jedni i uderzył w bariery energochłonne. Nikomu nic się nie stało, ale samochód na kilka godzin utknął na poboczu.
Usunięcie samochodu nie było takie proste. Na miejscu szybko pojawili się pracownicy pobliskiego salonu, którzy próbowali przez kilka godzin zrobić coś z samochodem i próbowali utrudniać fotografowanie rozbitego Ferrari. Na miejscu pojawił się również patrol policji. Funkcjonariusze sprawdzili trzeźwość kierowcy. Jak wynika z informacji przekazanych przez rzeczniczkę Komendy Głównej Policji, kierowca nie był pod wpływem alkoholu i nikt nie ucierpiał w zdarzeniu oprócz samochodu.
W końcu się udało, a przykryty pod plandeką samochód został przetransportowany na parking przy salonie Ferrari Warszawa, znajdującym się dosłownie 800 metrów od miejsca zdarzenia.