W naszych materiałach bardzo chętnie opisujemy nietuzinkowe rozwiązania drogowe. Wspominamy o nich m.in. w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl. Choć słowo nietuzinkowe ma tu niezwykle lekkie zabarwienie. Chodzi bardziej o dziwne rozwiązania prawne, z których obecności kierowcy nie zawsze zdają sobie sprawę. Tyle że takie problemy mają nie tylko Polacy. Bo karkołomne konstrukcje prawne zdarzają się także za granicą.
Wiedzieliście np. o tym, że ograniczenie prędkości we Francji zależy od pogody? Tak, od pogody. Bo gdy pada deszcz lub na drodze jest mokro, maksymalny limit prędkości spada. Przykład? Na drodze ekspresowej możecie jechać nie 110, a 100 km/h, a na drodze krajowej nie 90, a 80 km/h. W przypadku autostrad dopuszczalna prędkość maleje ze 130 do 110 km/h. Pamiętanie o tej zasadzie jest kluczowe. Bo różnica sięgająca 10 czy 20 km/h może oznaczać potencjalny mandat za prędkość.
Jeszcze mocniej postanowili się wykazać ustawodawcy włoscy. I tu "dziwne przepisy" dotyczą przede wszystkim trzech kwestii:
Świetnym przykładem innowacyjnych przepisów jest szwajcarski zapis mówiący o przestępstwie wyścigowym. To polega na przekroczeniu dopuszczalnej prędkości o co najmniej 40 km/h na drodze z limitem do 30 km/h i o 80 km/h na autostradzie. Sankcja? Utrata prawa jazdy, więzienie i odebranie pojazdu. Niewiele mniejsze restrykcje czekają jednak na sprawców poważnych wykroczeń drogowych. Tu mandat może sięgnąć 10 tys. franków szwajcarskich. To daje blisko 47,5 tys. zł.
W Hiszpanii jeden z dziwnych przepisów jest miły dla kierowcy, a drugi mniej. Zacznijmy zatem od tego pierwszego. A więc w sytuacji, w której kierujący dostanie mandat i zapłaci go w ciągu 20 dni, otrzyma automatycznie 50-proc. bonifikatę. W skrócie opłaci tylko połowę grzywny. I uwagę z polskiego punktu widzenia zwraca nie tylko możliwość obniżenia kwoty kary, ale i termin. U nas na opłacenie jest 7 dni. W Hiszpanii po opłaceniu do 20 dni termin jest uznawany za szybki.
Mniej optymistyczna informacja dotyczy wyposażenia pojazdu w Hiszpanii. Ten musi posiadać... dwa trójkąty ostrzegawcze. Jeden nie wystarczy.
Ostatni z przykładów – który akurat w Polsce moglibyśmy ściągnąć – dotyczy Austrii. Tam można zapłacić podatek za wezwanie policji do kolizji. Jeżeli funkcjonariusz uzna, że sprawę można było załatwić poprzez wymianę danych dotyczących polis, kierujący dostanie 36 euro kary. To zapis, który prawdopodobnie ma odciążyć funkcjonariuszy i sprawić, że nie będą oni musieli rozstrzygać winy za proste kolizje.