Słowem kluczem w przypadku motoryzacji XXI wieku jest bezpieczeństwo. Zawsze to podkreślamy w moto-tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl. I nie chodzi o dokładanie w nieskończoność poduszek powietrznych czy dopracowywanie stref kontrolowanego zgniotu. Dziś inżynierowie dysponują bowiem elektroniką. A ta ma nie tyle chronić pasażerów w czasie wypadku, co do wypadku nie dopuszczać. Taka właśnie jest zasada działania systemu utrzymującego pojazd na pasie ruchu czy hamującego w razie wykrycia zagrożenia kolizją.
Nowoczesne samochody za pomocą kamer i radarów obserwują rzeczywistość drogową. Jeżeli wykryją hamujące auto lub pieszego, a do tego kierujący nie będzie reagował na zagrożenie, elektronika zrobi to za niego. Autonomicznie rozpocznie procedurę awaryjnego hamowania. Pomysł wydaje się wręcz świetny. Tym bardziej, że w czystej teorii niewiele może pójść nie tak. W teorii, bo w praktyce już różnie z tym bywa.
Kiedyś podczas jazdy jednym z aut testowych miałem przypadek mocnego, awaryjnego hamowania. Samochód wcisnął hamulce do dechy, bo zaniepokoił go pojazd, który skręcił w prawo przede mną. Skręcił w prawo i zjechał z drogi głównej. A do tego było to jakieś 100 metrów z przodu. Układ nie miał zatem prawa tak zareagować i de facto stworzył zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Dobrze, że nikt za mną nie jechał. Bo mogło przecież dojść do kolizji... Co więcej, ja niewiele mogłem zrobić. Nie da się anulować awaryjnego hamowania zainicjowanego przez komputer. I tak, na tym właśnie polega hamowanie fantomowe.
Idealny i najlepiej opisany przykład hamowania fantomowego dotyczy Tesli. Tesle widzą duchy czy czasami nie chcą ruszyć spod świateł, bo widzą pieszych oczekujących przed pasami na zaświecenie się sygnału zielonego.
Europejscy regulatorzy na razie patrzą na kwestię hamowania fantomowego z "zaciekawieniem" i nie podejmują żadnej reakcji. Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych. Za oceanem Tesla najpierw musiała się zmierzyć ze śledztwem w tej sprawie, a teraz dostała pozew sądowy. A organy ścigania już przyglądają się kolejnym markom. Mowa o Hondzie, Mercedesie, Volvo i Nissanie. Kierowcy donoszą do agencji NHTSA o nieprawidłowościach w działaniu systemów bezpieczeństwa w pojazdach tych właśnie producentów.
Problem hamowania fantomowego i poprawności działania systemów bezpieczeństwa jest o tyle palący, że układy typu ADAS są i będą obowiązkowym wyposażeniem pojazdów. Kierowcy się ich nie pozbędą. Mogą zatem zrobić tak naprawdę tylko dwie rzeczy. Po pierwsze liczyć na to, że z czasem i z kolejnymi aktualizacjami oprogramowania działanie systemów bezpieczeństwa będzie usprawniane. Jeszcze lepiej zaczną rozpoznawać zagrożenia. Po drugie w przypadku szczególnie podatnych na błędy układów, warto zajrzeć do ich ustawień. Tam może się znajdować opcja pozwalająca na ustawienie mniejszej czułości radaru i kamery.