Gra w cykora w centrum Warszawy. Kierowca Seata nie próbował nawet hamować

Z nieznanych przyczyn kierowca Seata postanowił jechać pod prąd ulicą Dywizjonu 303, co doprowadziło do czołowego zderzenia z Oplem. Na szczęście, obaj prowadzący przeżyli kolizję.

U większości zmotoryzowanych myśl o czołowym zderzeniu wywołuje dreszcze. Trudno wyobrazić sobie gorszy finał samochodowej podróży. Na szczęście w przypadku kierowców z Warszawy obyło się bez ofiar śmiertelnych.

Czołowe zderzenie na wiadukcie

Do niebezpiecznego zdarzenia doszło 6 czerwca w Warszawie, jednak dopiero teraz na youtube'owym kanale Stop Cham opublikowano nagraniem ukazujące jego przebieg. Widzimy na nim, jak kierowca Opla wjeżdża na wiadukt znajdujący się w ciągu ulicy Dywizjonu 303. Po chwili tuż przed nim wyłania się czarny Seat. Patrząc na zachowanie jego prowadzącego, można odnieść wrażenie, że kompletnie nie zwracał uwagi na sytuację panującą na drodze - zignorował podwójną linię ciągłą, nie hamował ani nie próbował zmienić kursu.

 

Na szczęście prowadzący Opla w ostatniej chwili wytracił prędkość niemal do zera, co pomogło zminimalizować skutki kolizji. Jak można wyczytać z opisu filmu - "Kierowca (Seata - przyp. red.) został zabrany karetką (doznał wstrząsu), przeżył, bo został później przesłuchany i wystawiono mu mandat". Autor materiału wyszedł ze zderzenia jedynie z rozciętym przez wystrzeloną poduszkę powietrzną palcem.

Nie wiadomo co doprowadziło do tak dziwnego i niebezpiecznego zachowania ze strony kierowcy Seata. Trudno tutaj wskazać jedną konkretną przyczynę. Nic nie wskazuje na to, by chciał wyprzedzić poprzedzający go pojazd. Możliwe, że zagapił się i zignorował znaki poziome, które tuż przed wiaduktem informowały o zwężeniu jezdni do jednego pasa. Prowadzący pojechał więc prosto, nie zwracając nawet uwagi, że po prawej jego stronie znajduje się podwójna ciągła. Miejmy nadzieję, że po kolizji wyciągnął odpowiednie wnioski i w przyszłości nie doprowadzi do podobnej sytuacji.

Więcej o: