Zaparkował w przystankowej wiacie, bo nie chciał blokować autobusów. Ręce opadają...

Bezczelność tego kierowcy nie zna granic. Nie dość że zatrzymał się na przystanku, to jeszcze wjechał pod wiatę przeznaczoną dla pieszych. I zablokował dostęp do niej! Niestety kierowcy kony ujawnić się nie udało. Chyba że go widziałeś?

Polscy kierowcy prześcigają w się w oryginalnych pomysłach. I o części z nich opowiadamy w materiałach publikowanych w serwisie Gazeta.pl. Kierujący szarą koną jednak naprawdę mocno się postarał. Bo nie dość, że zatrzymał się na przystanku, to jeszcze wjechał na chodnik i wcisnął swojego hyundaia pod wiatę autobusową. Tak, dokładnie tam, gdzie powinni stać piesi oczekujący na środek komunikacji miejskiej. Powód? Bandyta z kamerką, czyli kanał publikujący nagranie, tłumaczy to faktem że wjeżdżając pod wiatę, kierowca auta nie chciał blokować wjazdu autobusom...

Zobacz wideo Skoki. 53-latek ominął samochody stojące przed przejazdem kolejowym, wyłamał półzaporę i zderzył się z pociągiem

Zaparkował pod wiatą. Tak żeby nie blokować autobusów

Ręce opadają? To mało powiedziane. Bezczelność? I to jeszcze jaka. Tym bardziej że na filmiku wyraźnie widać jak w pewnym momencie do przystanku podchodzi kobieta. Wyłącznie podchodzi, bo nie może zająć miejsca na ławce. Tą blokuje bowiem zaparkowany samochód. Dopiero po uwagach pieszej kierowca kony postanawia przestawić pojazd w taki sposób, aby pasażerowie mieli dostęp do wiaty autobusowej. Prawdziwy łaskawca...

 

Straż miejska chciała ukarać kierowcę. Ten zdążył odjechać

Sytuacja wydarzyła się na Tarchominie. Konkretnie prawdopodobnie mówimy o przystanku Ceramiczna 01, znajdującym się na ulicy Milenijnej na Targówku. Do zdarzenia doszło w środku tygodnia około godziny 16:30. Pytanie w tym punkcie brzmi: czy nagrywający nie mógł poinformować o sytuacji organów ścigania? Właśnie to zrobił. Tyle że zanim straż miejska dotarła na miejsce, samochodu zaparkowanego na przystanku już nie było. Kierujący zdążył odjechać z miejsca.

Mandat za parkowanie pod wiatą przystankową? Suma może być spora

Zakładając że kierowca szarego hyundaia mimo wszystko zostałby na miejscu i co więcej, na kontrole przyjechaliby policjanci, a nie strażnicy miejscy. Co groziłoby kierującemu? Ten mógł otrzymać 100 zł i 1 punkt karny za zaparkowanie w odległości mniejszej niż 15 metrów od tablicy oznaczającej przystanek. A do tego dostałby pewnie też 1500 zł i 8 punktów karnych za jazdę wzdłuż po chodniku. To już w tym punkcie daje 1600 zł grzywny i 9 punktów karnych. A przecież to dopiero początek. Policjanci mogliby kierującemu wlepić w sumie nawet 6 tys. zł mandatu.

W sytuacji, w której pojazd byłyby pozostawiony na dłuższy czas w tym miejscu, policjanci z pewnością podjęliby również decyzję o jego odholowaniu na parking depozytowy. To oznacza, że kierowca najpierw musiałby opłacić mandat, a później zapłacić za holowanie i przechowywanie pojazdu. Suma poszerzyłaby się o kolejne 500 do 600 zł.

Czy tego kierującego da się jeszcze namierzyć?

Szkoda że na nagraniu nie widać numerów rejestracyjnych pojazdu. Gdyby zostały zarejestrowane, służby miałyby możliwość ścigania kierującego pojazdem. A tak... też trochę mają, tyle że nikt pewnie nie zdobędzie się na takie rozwiązanie. Bo przecież wystarczyłoby sprawdzić miejskie kamery z okolicy. Z pewnością jakieś muszą tam być i z pewnością zarejestrowały część tego zdarzenia. Tyle że przy takim kalibrze sprawy raczej nikt nie będzie sobie zaprzątał tym głowy. Chyba że twórca twitterowego i youtube`owego kanału "Bandyta z kamerką" odniesie sukces. Nagłośni sprawę na tyle, że policja będzie musiała zareagować.

Więcej o:
Copyright © Agora SA