Żargon drogowy często przybiera dość złowrogie formy. Wielokrotnie pisaliśmy o tym również w serwisie Gazeta.pl. I inaczej nie da się powiedzieć również w przypadku smoczych zębów. Całe szczęście w tym przypadku najgroźniejsza jest nazwa. Bo ani sam wygląd znaków pojawiających się na jezdni, ani tym bardziej ich znaczenie nie może stanowić zagrożenia dla kierującego.
No dobrze, ale czym tak właściwie są smocze zęby? To nic innego jak trójkąty, które pojawiają się po lewej i prawej stronie pasa ruchu. Są ułożone przeciwnie do siebie. To oznacza, że jakby połączyć trójkąty namalowane po przeciwnych stronach pasa ruchu, wyszedłby kwadrat. Jeżeli chodzi o przekazywany przez nie komunikat, to ten jest prosty. Kierowca musi zwolnić i zachować szczególną ostrożność. Czemu? Bo znajduje się w bezpośredniej bliskości szkoły.
Smocze zęby są nowym pomysłem władz m.in. w Australii i Nowej Zelandii. Za pomocą dodatkowego oznaczenia graficznego rządzący chcą ostrzegać kierowców o tym, że przejeżdżają właśnie koło szkoły. A to oznacza, że zacząć mocniej obserwować otoczenie. Smocze zęby wskazują również na konieczność zredukowania prędkości. Gdy pojawiają się na drodze, automatycznie zaczyna obowiązywać ograniczenie do 40 km/h. Poza tym rozwiązanie ma jeszcze jedną zaletę. Jest tanie w zastosowaniu, a spełnia funkcję.
Smocze zęby malowane w okolicach szkół nie obowiązują całą dobę. W Australii wprowadzają ograniczenie prędkości w dwóch porach dnia. Między 8:00 a 9:30 i 14:30 a 16:00.
Smocze zęby nie są wieloletnią tradycją w Australii i Nowej Zelandii. Program testowy związany z ich stosowaniem i malowaniem rozpoczął się w listopadzie roku 2020. Testy rozwiązania potrwały do końca roku 2021. I najwyraźniej się sprawdziło. Czy smocze zęby miałyby szansę sprawdzić się również w Polsce? Chyba raczej nie będziemy mieli okazji się o tym przekonać...