Internet? Hamowanie silnikiem jest mistrzowskie. Pozwala oszczędzać paliwo i elementy mechaniczne w silniku. Ale o tym pisaliśmy też w serwisie Gazeta.pl. Starzy kierowcy? Hamowanie silnikiem to ostatnie zło. Nie ma nic wspólnego z oszczędnością. Oszczędna to jest dopiero jazda na luzie. Jak widać stanowiska dwóch grup są dość przeciwne. Kto jednak tu ma rację? Sprawdźmy to, przyglądając się uważniej technologii spalania paliwa we współczesnym silniku.
Starzy kierowcy idą dość oczywistym tokiem logicznym. Skoro w czasie jazdy na luzie silnik pracuje z prędkością wynoszącą ledwie 900 obr./min., spalanie musi być niższe niż przy 3 czy 4 tys. Luka logiczna w ich toku myślenia dotyczy jednak tego, że choć podczas hamowania silnikiem obroty rzeczywiście są wyższe, dostarczeniem napędu dla nich zajmują się koła wytracające prędkość, a nie silnik. A to oznacza, że jednostka napędowa tak naprawdę spala okrągłe ZERO paliwa.
Kiedyś hamowanie silnikiem nie było tak oszczędne. Kiedyś, czyli w czasach, w których w jednostkach montowane były gaźniki. Przy wtrysku – nawet wielopunktowym – hamowanie silnikiem oznacza zatrzymanie spalania paliwa.
Kierowca hamujący silnikiem poczuje różnicę na stacji benzynowej, ale nie tylko. Bo taką technikę jazdy uwielbia też sprzęgło. Powód? Po pierwsze kierujący minimalizuje ilość naciśnięć na nie. A to musi w naturalny sposób przełożyć się na jego trwałość. Po drugie hamowanie silnikiem sprawia, że nie da się np. wdusić sprzęgła podczas dojeżdżania do świateł i puścić go dopiero po zatrzymaniu pojazdu. To kolejny i niewiele mniej poważny grzech polskich kierowców.
Wydłużenie życia sprzęgła to ważny czynnik. Zwłaszcza że wymiana mechanizmu wraz z kołem dwumasowym może kosztować nawet 3 czy 4 tys. zł.
Co jeszcze daje hamowanie silnikiem? Oczywiste zalety da się zauważyć na jeszcze dwóch polach związanych z trwałością, kosztami i techniką jazdy. Mowa o: