O nowych zjawiskach w motoryzacji chętnie opowiadamy również w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Pisaliśmy kilka dni o tym, że choć w Polsce jest mniej kradzieży samochodów, właściciele np. Toyot nadal mają się czego obawiać. Tak, informacja mimo wszystko jest w pewnym stopniu optymistyczna. Nie oznacza jednak że złodzieje po prostu zniknęli. Raczej przebranżowili się. Teraz nie chcą kraść samochodów. Teraz ich łupem padają katalizatory, koła i... radary.
Pomysł na zmianę "profilu działalności" wydaje się trochę oczywisty. Katalizator czy koła można wymontować w pojeździe bardzo szybko i jeszcze szybciej zniknąć z miejsca zdarzenia. Tym samym trudniej jest nakryć złodzieja na gorącym uczynku. To raz. Dwa koła czy katalizator łatwiej jest później sprzedać. Popyt jest duży, a do tego elementy te raczej nie są w specjalny sposób oznaczane. Trudniej jest zatem wykazać takiemu "sprzedającemu" czyn przestępczy. To rodzi poczucie bezkarności.
Oczywiście katalizatory i koła nie są pierwszym pomysłem złodziei. W latach 90. XX wieku panowała ogromna moda na kradzieże radioodbiorników samochodowych. Tak narodziły się właśnie radia z panelami. Zabrany panel miał zniechęcić złodzieja.
Oczywiście na kołach czy katalizatorach pomysłowość złodziei nie kończy się. Bo już dziś pojawia się prawdziwa plaga kradzieży radarów montowanych w przednich częściach nowoczesnych pojazdów. Radar wygląda trochę jak plastikowa zaślepka pojawiająca się w grillu auta. Odpowiada on za monitorowanie obiektów znajdujących się przed samochodem. Dzięki temu pozwala na ocenę sytuacji systemowi unikania kolizji polegających na najechaniu na tył innego auta czy aktywnemu tempomatowi.
Kradzieże radarów mogą się stać plagą. Raz że znajdują się w przedniej części pojazdu – a więc złodzieje mają do nich łatwy dostęp. Dwa że wystarczy radar wykręcić i tak naprawdę spokojnym krokiem można się oddalić z miejsca zdarzenia. Radar nie jest ani duży, ani ciężki. I do jego wymontowania nie trzeba mieć np. szlifierki (jak przy katalizatorze).
I mówienie o kradzieżach radarów nie jest wyłącznie straszeniem pozornym. Udowodniła to ostatnio policja z Lubina. Funkcjonariusze zatrzymali 30-letniego mieszkańca Legnicy, któremu udowodnili aż 7 kradzieży radarów od aktywnych tempomatów z pojazdów marki Audi. Straty właścicieli? Te policjanci oszacowali na aż 76 tys. zł. To oznacza, że każdy z radarów kosztował średnio prawie 11 tys. zł. Złodziej wziął z tej kwoty ułamek. Używany radar kosztuje na rynku wtórnym maksymalnie 2 tys. zł. Właściciele aut musieli pokryć straty w pełni z własnej kieszeni...
30-latkowi grozi teraz od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Kara może być zatem surowa. Nie stanowi ona jednak wielkiego pocieszenia dla kierowców. Szczególnie że przypadek zatrzymania 30-latka nie musi oznaczać teraz masowego ujawniania przestępstwa. Z pewnością będzie wiele przypadków, których policji nie uda się nigdy wyjaśnić. A to oznacza, że dla kierowców nowoczesnych samochodów jest tylko jeden ratunek przed poważnymi kosztami. I tym jest raczej polisa autocasco.