Mowa tutaj dokładnie o projekcie rozporządzenia Ministra Infrastruktury zmieniający rozporządzenie w sprawie zakresu i sposobu przeprowadzania badań technicznych pojazdów oraz wzorów dokumentów stosowanych przy tych badaniach. Projekt jest związany z wymogiem dostosowania naszego rodzimego prawa do stosownych dyrektyw unijnych.
W projekcie chodzi przede wszystkim o dodanie systemu eCall do wykazu badanych elementów podczas okresowych przeglądów technicznych. Dodatkowo diagności mieliby być zobligowani do sprawdzania innych, często nietypowych elementów wyposażenia.
Zmiany w prawie dotyczyć będą właścicieli samochodów kategorii M1 (pojazdy umożliwiające przewóz osób, mające nie więcej niż osiem miejsc oprócz siedzenia kierowcy) i N1 (pojazdy o maksymalnej masie całkowitej nieprzekraczającą 3,5 t, zaprojektowane i skonstruowane do przewozu ładunków).
Wiąże się to z wymogiem unijnym wymogiem sprawdzenia działania systemu eCall w samochodach wyprodukowanych po 31 marca 2018 roku.
Od 29 czerwca trwają konsultacje dotyczące projektu. Swoimi uwagami podzieliła się Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów. W piśmie, które wystosowała, możemy przeczytać, że kwestia badania systemu jest po prostu niemożliwa do zrealizowania. Stacje kontroli nie posiadają bowiem odpowiedniej aparatury, by być w stanie zbadać prawidłowość działania tego typu urządzeń.
"Stacja kontroli pojazdów nie dysponuje urządzeniami do weryfikacji tej kwestii. W przypadku użycia interfejsu elektronicznego (nie określono jakiego), konieczne jest użycie oprogramowania, które obsługuje pojazdy danej marki, które nie są dostępne dla stacji" - czytamy w piśmie. W związku z tym PISKP domaga się usunięcia z tabeli przedmiotów i zakresu badania całego punktu dotyczącego wymienionego systemu (7.13).
Kolejnym wzbudzającym wątpliwości elementem jest kwestia badania "innego wyposażenia specjalnego", które ministerstwo chce wprowadzić w punkcie 9.12. Zdaniem Izby weryfikacja sprawności elementów instalacji sanitarnych, oprzyrządowania do przygotowania posiłków itd. jest po prostu niewykonalna. Diagności nie mają wiedzy ani możliwości technicznych umożliwiających zbadanie tego typu urządzeń.
Dodatkowo - "Ustawodawca nie stworzył w tym zakresie norm ani przepisów określających warunki techniczne, do których mógłby się odnosić diagnosta przy badaniu technicznym" - jak czytamy w opinii Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów.
Bardzo istotne dla stacji kontroli, z ekonomicznego punktu widzenia, są również wymagania dotyczące archiwizacji wyników z poszczególnych badań (wynikającego z paragrafu 4 ust. 7a). Jak twierdzi opiniodawca, jest to niemożliwe z czysto praktycznego względu. Stacje nie posiadają odpowiedniego oprzyrządowania, które umożliwiłoby zapis wyników, a ich pozyskanie byłoby finansowym samobójstwem. Inflacja, a także utrzymywanie przez ministerstwo cennika badań technicznych na niezmienionym poziomie, skutecznie uniemożliwia zakup nowych urządzeń przez stacje diagnostyczne.
Cytując opinię Izby - "Modernizacja tego typu urządzeń jest bardzo kosztowna i wymaga od przedsiębiorców zabezpieczenia środków na taki cel. W obecnych realiach (cena badania technicznego, wzrost kosztów prowadzenia działalności gospodarczej) wprowadzenie takiego wymagania dla wielu SKP będzie wiązało się z ich zamknięciem".
Izba wysuwa jednak pomysł rozwiązania tego problemu. Remedium miałby być pięcioletni okres przejściowy, w którym stacje miałyby czas na zakup wymaganego sprzętu. Do tego czasu wyniki byłyby wpisywane w osobnym zaświadczeniu o przeprowadzonym badaniu.
Dość interesującym rozróżnieniem, które stosuje ministerstwo w swoim projekcie, jest osobna klasyfikacja wycieku z akumulatora. Zdaniem ustawodawcy tego rodzaju defekt można wyodrębnić na, po prostu, wyciek, a także wyciek substancji niebezpiecznych, z czego ta pierwsza w ocenie ministerstwa jest oceniana na drobną, druga z kolei na poważną.
Izba słusznie stwierdza, że w akumulatorze znajdują się substancje tylko niebezpieczne, a diagnosta nie ma możliwości organoleptycznie stwierdzić, z czym ma do czynienia. Proponuje zatem, by każdy wyciek był oceniany jako poważna usterka.
Z przedstawionego projektu wynika, że ministerstwo nieprzychylnym okiem patrzy na modyfikacje silnika. W tabeli znalazł się bowiem punkt "praca silnika" (6.1.9), który traktuje ingerencję wpływająca na bezpieczeństwo lub środowisko w jednostkę napędową oraz jej sterownik, jako usterkę niebezpieczną i poważną (w przypadku modułu sterującego).
Tutaj również podzielono się wątpliwościami. "W warunkach stacji kontroli pojazdów brak jest możliwości stwierdzenia, czy dokonano przeróbki jednostki sterującej lub przeróbki silnika. Stacje kontroli pojazdów nie dysponują narzędziami do dokonania tego typu weryfikacji" - twierdzi Izba, domagając się usunięcia całego punktu.
Gotowe rozporządzenie ma zostać opublikowane do 29 września bieżącego roku. Do tego czasu ustawodawca może wprowadzić stosowne zmiany.