Ślepnąc od świateł (hamowania). A co gdyby...?

A co gdyby światła hamowania nie musiały oślepiać innych kierowców? Ich funkcja jest prosta. Mają informować o tym, że w pojeździe został naciśnięty pedał hamulca. Ale czy muszą być one połączone z nim w sposób zero-jedynkowy?

Za technologią stojącą za światłami pojazdu coraz trudniej nadążyć. W nowych autach technologia LED staje się już standardem nie tylko w kontekście świateł do jazdy dziennej, ale także świateł mijania czy drogowych. W autach wyższej klasy znajdujemy takie rozwiązania, jak oświetlenie matrycowe, które pozwala bardzo precyzyjnie sterować wiązką światła czy technologia laserowa, która umożliwia oświetlenie drogi nawet na odległość 800 metrów przed pojazdem. Samochody potrafią także wyświetlać obraz na drodze przy pomocy reflektorów, które działaniem przypominają projektory.

Tylne światła? Tutaj też się sporo dzieje

Zmiany nie omijają również tylnych świateł. Już dawno standardowe żarówki były wypierane przez technologię LED, ale na tym producenci nie poprzestają. Dążą do tego, aby tylne lampy mialy rozdzielczość jak wyświetlacze. Pozwoli to na dowolne ukształtowanie światła oraz wprowadzenie ciekawych efektów wizualnych. Nie mam nic przeciwko temu, aby światła były efekciarskie, ale mam wrażenie, że w całym tym pędzie wprowadzania nowych rozwiązań zapomniano o tych najprostszych, które nie wymagają kosmicznej technologi, a mogą znacząco poprawić komfort jazdy nocą.

Światła hamowania: musisz nas widzieć!

To rozwiązanie przyszło mi do głowy wiele lat temu, ale jestem pewien, że nie tylko ja o tym pomyślałem. W końcu chyba każdemu kierowcy zdarzyło się być oślepianym przez światła stopu stojącego w korku samochodu. Ja zawsze staram się zdejmować nogę z pedału, ewentualnie wspomóc się hamulcem postojowym, ale w wielu autach z funkcją auto-hold nic to nie da. Światła stopu będą się świeciły, dopóki auto nie ruszy. Jaką funkcję wtedy spełniają? Poza irytowaniem innych kierowców? Żadną.

Ich intensywność musi być na tyle duża, aby w słoneczny dzień były dobrze widoczne. Problem w tym, że niemal we wszystkich autach, ta intensywność nie zmniejsza się po zmroku, a więc światła hamowania są po prostu nieadekwatnie jasne. Co prawda Mercedes S klasy już dobrych kilka lat temu potrafił dostosować natężenie tylnych lamp do otoczenia, jednak jak często zdarza się wam stać w korku za tą limuzyną? Takie rozwiązanie powinno być powszechne. Przecież większość nowych aut dysponuje już czujnikiem zmierzchu.

Jedno czerwone światło wystarczy

Samochód zatrzymuje się na czerwonym świetle, a za nim ustawiają się kolejne. Obserwując takie sytuacje, zauważam, że w 70 proc. z nich nie gasną światła stopu. A co gdyby, kilka sekund po zatrzymaniu po prostu gasły? Albo zmniejszały swoje natężenie do takiego poziomu, aby nie były przeszkadzające? Można też pozostawić włączone jedynie trzecie światło stopu. Wszystkie te opcje byłyby lepsze niż świecenie prosto w oczy zestawem trzech świateł z intensywnością taką samą jak podczas normalnego hamowania. Ktoś może powiedzieć, że byłoby to niebezpieczne podczas stania w korku. Nadjeżdżające samochody mogłyby nie zauważyć, że przed nimi ruch utknął w miejscu. Tylko że w autach niewyposażonych w funkcję auto-hold od zawsze jest możliwe stanie na końcu zatoru bez wciśniętego hamulca. Kolejna kwestia jest taka, że funkcję ostrzegania lepiej spełniają światła awaryjne, którymi od lat kierowcy informują się nawzajem o tym, że ruch się przyblokował.

Intensywność hamowania - jak to pokazać?

Konstruktorzy dawno wpadli na pomysł, aby sygnalizować manewr awaryjnego hamowania. Światła stopu zaczynają wtedy świecić pulsacyjnie, czemu często towarzyszy włączenie świateł awaryjnych. Prosta rzecz, której nikomu nie trzeba wyjaśniać. Czemu jednak lekkie muśnięcie pedału ma powodować taki sam sygnał jak intensywne hamowanie (ale niepowodujące pulsacji)? A co gdyby lekkie naciśnięcie na pedał powodowało zapalenie się mniejszej ilości diod oraz z mniejszym natężeniem? Kierowca auta z tyłu wiedziałby dokładniej, jak na to zareagować. Obecnie zaświecenie się świateł hamowania nie daje dostatecznie dużo informacji. Jest tylko wskazówką do tego, abyśmy zwrócili uwagę na pojazd, a następnie oszacowali, czy wystarczy lekkie odpuszczenie gazu, czy może trzeba gwałtownie hamować. Lampy OLED o wysokiej rozdzielczości sprawdzałyby się do tego idealnie. Ograniczeniem byłaby jedynie wyobraźnia projektanta oraz homologacja.

Zobacz wideo Zmienia się świat motoryzacji, zmienia się podróżowanie - pojechaliśmy elektrykiem na Bornholm

Punkty za oryginalność

Świadomość, że mój pomysł nie jest oryginalny i ktoś na to już wcześniej wpadł, każe mi wierzyć w to, że producenci są już o krok od wdrożenia go w życie. I to nie tylko w swoich flagowych, najdroższych modelach. To rozwiązanie, które będzie miało sens jedynie wtedy, gdy stanie się powszechnym. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.