Pasta wodorowa może zastąpić benzynę. Powerpaste ma być przełomem, ale jest haczyk

Pasta zasilająca silnik w aucie? Tak, to brzmi trochę jak żart. Ale żartem nie jest. Bo mówimy o paście wodorowej. Kierowca nie musi wyciskać jej z tubki. Zrobi to za niego nowoczesne ogniwo. Czy Powerpaste uratuje motoryzację w kształcie, jaki znamy teraz?

O kolejnych nowościach związanych z napędem pojazdów piszemy również w serwisie Gazeta.pl.

Unia Europejska mówi o tym, że chciałaby zabronić sprzedaży samochodów o napędzie spalinowym po roku 2035. Tak, chodzi o klimat i środowisko. Tyle że wszyscy zdają sobie sprawę z oczywistych wad elektryków. A długą listę niedogodności otwiera chociażby problematyczne ładowanie baterii. Można w tym punkcie powiedzieć, że minus ten może być w łatwy sposób wykasowany. Mowa o technologii wodorowej. Tyle że to nie takie proste...

Zobacz wideo Utrzymanie się na jednym pasie to nie lada wyzwanie. Policyjny pościg za kierowcą z 1,5 promila

Musimy pójść w elektryki. Ratunkiem stanie się wodór?

Napęd wodorowy polega na tym, że samochód nadal jest napędzany silnikiem elektrycznym, ale ma jednocześnie wodorową elektrownię na pokładzie. Kierowca tankuje wodór do zbiornika, co trwa tyle co tankowanie auta np. benzynowego, w ogniwie odbywa się reakcja łączenia wodoru z tlenem, a w jej wyniku powstaje woda i... prąd! Wodór niestety nie jest pierwiastkiem stabilnym. Jego przechowywanie to zatem spore wyzwanie. Chociaż na ciekawy pomysł wpadli obecnie Niemcy.

Nie tankowanie wodoru, a... pasty wodorowej!

Naukowcy z Instytutu Fraunhofera Produkcji Technologii i Zaawansowanych Materiałów IFAM w Niemczech pracują właśnie nad projektem, który został nazwany Powerpaste. Polega on na tym, że wodór nie będzie tankowany do zbiornika, a dostarczany do auta w postaci pasty zaaplikowanej do naboju. Koniecznym elementem w tym procesie jest woda. Woda, której "tankowanie" również nie powinno nastręczyć kierowcy większych problemów. Dalsza zasada działania jest już prosta.

Ogniwo decyduje o "wyciśnięciu" z naboju odpowiedniej ilości pasty wodorowej. Ta następnie jest mieszana z precyzyjnie odmierzoną ilością wody. Skutkiem jest reakcja chemiczna i powstanie energii elektrycznej, która posłużyłaby do zasilania motoru elektrycznego.

Powerpaste ma oczywiste zalety. Aż za oczywiste!

Kolejne zalety? Pastę można pompować np. z metalowej beczki. I do tego nie ma problemów z jej przechowywaniem. Jest stabilna, a do tego nawet w czasie intensywnych upałów czy mrozów całkowicie niegroźna. Rozkłada się dopiero w temperaturze powyżej 250 stopni Celsjusza. Poza tym Powerpaste ma nawet dziesięciokrotnie wyższą gęstość magazynowania energii od systemu bateryjnego.

Kolejna zaleta dotyczy samej infrastruktury i jej kosztu. Stacja "tankowania" pasty może kosztować jakieś kilkadziesiąt tysięcy euro. Nie wymaga wysokiego stopnia skomplikowania. Dla porównania jedna pompa "tankująca" wodór to obecnie wydatek przekraczający milion euro.

Pasta wodorowa brzmi idealnie. Prawie idealnie.

I gdy już mogłoby się wydawać, że pasta wodorowa stanie się remedium na wszystkie słabości technologii wodorowej, warto wspomnieć o jednym dość ważnym aspekcie. Powerpaste bez wątpienia może być przełomem. Niestety raczej w przypadku niewielkich pojazdów. Sprawdzi się głównie w skuterach, ale też być może motocyklach czy małych samochodach miejskich. I to też pod warunkiem, że Niemcom uda się opracować technologię dozowania oraz jednocześnie specjalne ogniwa. A na efekty tych prac trzeba będzie poczekać. Tyle że Europa już czasu za bardzo nie ma...

Więcej o:
Copyright © Agora SA