Niepodanie nazwiska kierowcy było kiedyś częstą praktyką wśród piratów drogowych, których złapały fotoradary. Wystarczyło, aby twarz na zdjęciu była niewyraźna, a inspektorzy ITD zwracali się do właściciela pojazdu z prośbą o podanie nazwiska kierowcy. Ten odpowiadał, że nie pamięta, komu pożyczył auto, dzięki czemu dostawał jedynie niewysoki mandat i unikał punktów karnych.
Zmieniło się to jednak w styczniu br., gdy w życie wszedł nowy taryfikator mandatów. Aby walczyć z taką praktyką, podniesiono maksymalną kwotę do aż 8 tys. zł. Przy czym warto zaznaczyć, że widełki są dość szerokie i kwoty minimalne zaczynają się od kilkuset złotych (zależy od przewinienia). 8 tys, złotych na mandatu nie jest zatem wcale częsty widokiem.
Na taki wymiar kary zdecydowali się jednak policjanci z Czechowic-Dziedzic (woj. śląskie), którzy dostali od świadka wideo (z kamery samochodowej) z nagranymi wyczynami, których ktoś dopuścił się za kierownicą sportowego pojazdu.
Auto początkowo przejechało z dużą prędkością przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Potem kierujący sprawdzał swoje umiejętności jeżdżąc całą szerokością jezdni i ignorując znaki pionowe i poziome. Chwilę później zignorował kierunek jazdy narzucony przez sygnalizator i omal nie doprowadził do zderzenia z innym samochodem.
Policjanci szybko ustalili właściciela porsche, którym okazał się 28-latek z powiatu bielskiego. Dalej jednak sprawa utknęła, bo podczas przesłuchania mężczyzna nie przyznał, kto prowadził wtedy jego auto. Niewykluczone zatem, że to on sam siedział wtedy za kółkiem.
W takiej sytuacji policjantom nie pozostało nic innego, jak wlepić posiadaczowi niemieckiego samochodu mandat. Oczywiście najwyższy, jaki można dostać w tej sytuacji, czyli 8 tys. zł (bez punktów karnych). Możliwe, że gdyby to 28-latek przyznał się do winy, spotkałaby go jeszcze bardziej surowa kara.