Wielka blokada Orlenów, czyli z dużej chmury mały deszcz. A na horyzoncie... podwyżki

Kierowcy są wściekli. Ceny paliw są tragicznie wysokie. Postanowili się zatem skrzyknąć i blokować stacje Orlenu w całym kraju. Protest odbył się w minioną sobotę, a tak właściwie to prawie nie odbył. Z szumnie ogłoszonej akcji zostały wyłącznie zgliszcza.

Więcej na temat sytuacji kierowców w Polsce opowiadamy w serwisie Gazeta.pl.

Protestowanie. To jedno ze słów, które przez cały PRL idealnie wpisywało się w DNA Polaków. Przykład? Idealnym jest 25 czerwca 1976 roku. To tego dnia w 112 zakładach w całym kraju do protestu przyłączyło się 80 tys. osób. Szybko liczba wzrosła do blisko 100 tys., przy czym około 20 tys. osób wyszło na ulice. Powodem protestów była zapowiedź podwyżek cen żywności. I czasy nie były zbyt bezpieczne do protestowania. Szczególnie że objawy niezadowolenia społecznego szybko i brutalnie tłumiło ZOMO, a uczestnicy trafiali do więzień.

Zobacz wideo Max Czornyj opowiada, jak powstają jego książki

Cała Polska na Orlen! Hasło zostało tylko hasłem...

Gdy kierowcy w całym kraju postanowili w minioną sobotę – tj. 11 czerwca 2022 roku – zablokować stacje Orlenu w całym kraju, w ramach protestu w związku z podwyżkami cen paliw, nadzieje narodowe odżyły. Wszyscy liczyli że czerwiec `76 odżyje, tyle że w spotęgowanej skali. Dziś nikt bowiem nie będzie wysyłał ZOMO czy zamykał w więzieniach protestujących. Ludzie zatem chętniej wyjdą z domów. I choć w mediach społecznościowych skala protestu mogła wydawać się ogromna, z dużej chmury spadł... mały deszcz.

Akcja "blokujemy Orlen" miała być ogólnopolska. Chodziło o tzw. włoski protest. Każdy kierowca biorący udział w niej miał pojechać na najbliższy Orlen, zatankować litr paliwa, sprawdzić poziom oleju, umyć szyby i zrobić zakupy na stacji. W ten sposób miał się odbyć paraliż działalności dystrybutorów. Tyle że z planów wyszły nici. Protestujący pojawili się tylko w kilku miastach, w tym np. w Szczecinie, Bydgoszczy czy Jeleniej Górze.

Większość stacji benzynowych największego polskiego koncernu świeciła pustkami. Marzenia o paliwowym czerwcu `76 obróciły się w pył.

Ceny paliw wzrosły o 60 proc. O obniżki niech jednak walczą inni.

Drastycznie rosnące ceny paliw są prawdziwym problemem. Za litr benzyny dziś trzeba zapłacić jakieś 8 zł. Jeszcze rok temu kwota była o jakieś 3 zł niższa. To zatem skok o 60 proc.! Niestety po wyjściu z reżimowego systemu PRL-u, Polacy ewidentnie stracili zmysł organizowania się na masową skalę. Wolność nie zachęca ich do publicznego pokazywania niezadowolenia. Skłania ich raczej ku myśleniu: niech inni walczą. Dlatego tego typu protesty zamiast wywoływać społeczną mobilizację, kończą się raczej żenującą porażką.

Fiasko protestu jest tym bardziej dziwne, że ceny paliw będą rosnąć dalej!

I sytuacja jest tym bardziej dziwna, że choć paliwo dziś rzeczywiście kosztuje 8 zł za litr, jego ceny jeszcze nie osiągnęły apogeum. W efekcie niedługo może się okazać, że litr bezołowiowej przebije wartość 10 zł. I taki scenariusz wcale nie jest daleki od prawdy. Szczególnie że cały czas trwa wojna w Ukrainie, cały czas musimy szukać innych źródeł ropy niż rosyjskie (w skrócie źródeł droższej ropy), a do tego zbliża się moment odblokowania akcyzy na paliwa i wakacje. Kierowcy będą więcej jeździć, a więc na cenie odbije się proste prawo popytu.

Oczywiście można zadawać sobie pytanie o to, co takie protesty mogłyby przynieść. Chodzi przede wszystkim o prezentowanie swojego stanowiska i pokazywanie niezadowolenia. Orlen nie jest w końcu firmą prywatną, a mocno zależnym od wpływów politycznych koncernem. To raz. Dwa wyniki finansowe jasno pokazują, że mocno korzysta na rosnących cenach paliw. A więc może najwyższa pora, aby podzielił się zyskami z suwerenem i po prostu obniżył ceny? Tyle że do tego pewnie nigdy nie dojdzie. Straciliśmy siłę nacisku na władzę. I protest, a właściwie to jego brak, na stacjach paliw w minioną sobotę najlepiej to pokazał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.