Wprawdzie silniki trzycylindrowe stają się normą w wielu koncernach, ale wielu osobom nie wydaje mi się to idealne rozwiązanie. O ile trzy cylindry w Volkswagenie Up!, Toyocie Aygo, Citroenie C1, Fiacie 500, czy modelach Hyundai i10 oraz Kia Picanto jesteśmy w stanie zrozumieć, o tyle montowanie ich w wersjach większych jest dość kontrowersyjne.
Samochody segmentu B (czyli miejskie maluchy) jak Volkswagen Polo, Toyota Yaris, Citroen C3, Audi A1, Hyundai i20, czy Kia Rio, także mogą jeszcze z tymi silniczkami poszaleć.
Jak jednak wytłumaczyć taką jednostkę w Citroenie C5 Aircross, Dacii Duster, Jeep'ie Renegade, Oplu Combo, Oplu Grandland, Peugeot 3008, Peugeot Rifter, Peugeot 5008, Seacie Ateca, Skodzie Karoq, Volkswagenie T-Rock, Volkswagenie Caddy, czy Toyocie Proace? Część z tych silniczków ma pojemność 1000 ccm, a część 1200 ccm. Tym samym jeden cylinder ma pojemność od 333 do 400 ccm.
Przeglądając te oferty przypomniały mi się dwa samochody w którym zamontowano silniki które zaskoczą każdego. Czy bowiem silnik, który ma pojemność jednego cylindra 3,5 litra, nie wzbudza zainteresowania? To przecież tyle co mają raz trzy obecne silniczki w samochodach seryjnych. A czy wyobrażacie sobie auto które ma silnik 47 litrów? Jeżeli nie, to czytaj dalej...
W muzeum w Turynie stoi prawdziwe motoryzacyjne cudo. To „wyścigówka" z początku XX wieku mająca długość ponad 5 metrów. Cechuje ją jednoosobowy kokpit umieszczony prawie na tylnej osi, odsłonięty łańcuch napędowy z prawej strony, zawieszenie przednie
wyraźnie umieszczone przed modelem i ogromne szprychowe koła. Jednakże prawdziwą tajemnicę kryje długa maska. Po odsłonięciu klap bocznych zobaczymy sześciocylindrowy silnik, którego wał korbowy ma dwa metry długości i waży 100 kg, a każdy cylinder (o pojemności ponad 3,5 litra) kryje tłok wielkości garnka o średnicy 20 cm. Po prostu potwór stworzony do bicia rekordów.
Mimo iż model jest eksponatem w muzeum Fiata w Turynie, nie jest to oryginalne dzieło włoskiego koncernu. Jego historia zaczęła się wprawdzie w fabryce Fata, ale później został „dopieszczony" poza fabryką. W roku 1908 FIAT wyprodukował wyścigówkę SB 4. Była to klasyczna wyścigówka do bicia rekordów. Fiat SB4 miał rozstaw osi 3140 mm i długość 4350 mm, a napędzała go jednostka o pojemności 18 140 ccm (stworzona z dwóch silników czterocylindrowych) która generowała moc 175 KM.
Jednym z kierowców wyścigowych, jeżdżących tym oryginalnym pojazdem, był anglik John Duft. To od niego zaczyna się nieprawdopodobna historia modelu. W roku 1922 podczas wyścigu przeżył on eksplozję silnika w swym pojeździe. Spowodowało to uraz do samochodu i rezygnację z wyścigów.
Okazję tę wykorzystał inny kierowca, który w modelu widział szansę na osiągniecie sukcesu i pobicie rekordu prędkości. Człowiekiem tym był Ernest Eldridge i to on stworzył prezentowane w muzeum monstrum.
Warto tym zauważyć, że współczesne badania wykazały, że maksymalna pojemność jednego cylindra w silniku benzynowym to 500 ccm. Zwiększanie tej pojemności nie przekłada się już na liniowy przyrost mocy.
Niestety zabudowanie jednostki mającej ponad dwa metry długości wymagało zmiany konstrukcji ramowej. Ernest Eldridge wykorzystał więc elementy konstrukcji ramowych autobusów z Londynu i pojazd wyraźnie urósł: rozstaw osi wynosił 3460 mm (oryginalny SB4 – 3140mm), a długość pojazdu wynosi 5091 mm (oryginał 4350 mm).
Niepożądanym efektem był piekielny łoskot jaki towarzyszył jadącemu potworowi. Nic więc dziwnego że, szybko zyskał on przydomek „diabelski" i otrzymał imię Mefistofeles. Tak przygotowanym pojazdem Ernest Eldridge wystartował w biciu rekordu prędkości. Już pierwsze próby pokazały, że model jest szybki i ustanowiono rekord wynoszący 230,55 km/h. Niestety nie przetrwał on długo, bo francuski samochód Delage z silnikiem V12 350 KM nieznacznie pobił ten rekord.
Zatem pojazd Mephistopheles (taka nazwa obowiązuje na kartach historii motoryzacji) przygotowano do kolejnego startu. 12 lipca 1924 osiągnął on prędkość 234,98 km/h.
Jednakże to nie największy silnik, jaki zaprezentujemy w samochodzie...
Wspomniany Mephistopheles jest typowym rozwiązaniem z tamtych lat. Po pierwszej wojnie światowej, ograniczenia dotyczące posiadania przez Niemcy armii, sprawiły, że w Niemczech dostępnych było wiele nie wykorzystanych silników lotniczych. Angielscy, czy Francuscy entuzjaści sportów motorowych poczuli wówczas szanse stworzenia super samochodów. Cóż bowiem było łatwiejszego niż zamontowanie silnika samolotu na starym podwoziu i wykorzystanie go do wyścigów?
To gwarantowało fantastyczne osiągi pojazdu. Jeden z takich przypadków zaprezentowaliśmy powyżej, gdyż francuski samochód Delage miał właśnie lotniczy silnik V12.
W muzeum techniki w Niemczech postanowiono powtórzyć taki projekt w XXI wieku. Tak powstał eksperymentalny pojazd „Brutus".
Wykorzystano w nim podwozie z napędem łańcuchowym pochodzące z roku 1907, na którym zamontowano... 12-cylindrowy silnik BMW o pojemności 47 litrów.
W zastosowanym silniku BMW Aircraft VI V12 (używanym aż do lat 30-tych XX wieku do napędu ciężkich bombowców), ze względu na różną długość korbowodów, cylindry po prawej stronie mają po cztery litry pojemności, a przeciwne tylko 3,82. W sumie daje to całkowitą pojemność silnika V12 - 46,92 litra.
Moc wyjściowa silnika to 550 KM przy 1530 obr./min, ale przy krótkotrwałym przeciążeniu możliwe było uzyskanie 750 KM przy 1700obr./min. Moc silnika jest w prototypie przekazywana na tylną oś za pośrednictwem oryginalnej trzybiegowej skrzyni biegów i przekładni łańcuchowej, a hamulce działają tylko na tylnej osi.
Wprawdzie pojazd ten jest (poza wypożyczeniami do TV oraz Show organizowanym przez muzeum raz do roku, w maju) eksponatem stojącym, ale naprawdę warto go zobaczyć, usłyszeć jego głos (z głośników obok pojazdu). Warto także.. zobaczyć całe muzeum.
Gdyby ktoś jednak zobaczył go na żywo to nie dość, że usłyszy diabelski łoskot, to na dodatek ujrzy płomienie buchające z kolektorów wylotowych. Może nawet zobaczy, jak organizator prezentacji smaży sobie kiełbaski na tym ogniu....