Czytając kolejne komunikaty Inspekcji Transportu Drogowego można dość do wniosku, że Polacy to wyjątkowo "kreatywny" naród. Przynajmniej jeśli chodzi o sposoby na przewożenie ponadwymiarowego ładunku. Tym razem o wyjątkowo dziwnym transporcie poinformowali Niemcy. Aż dziwne, że tak przeciążony pojazd w ogóle ruszył z miejsca.
O wykryciu takiego przypadku poinformowała niedawno policja z miasta Osnabrück w Dolnej Saksonii. Na jednej z ulic nieodległego miasta Bersenbrück mundurowi zatrzymali - jak to określili - "toczącą się bombę zegarową". Policjanci tłumaczą, że w pierwszej chwili nie mogli uwierzyć własnym oczom.
Na drodze spotkali kierowcę, który niewielką ciężarówką Man ciągnął przyczepę-lawetę. Nie byłoby w tym jednak nic dziwnego, gdy nie to, że znalazł się na niej autobus miejski ważący bagatela 12 ton. Laweta zupełnie nie była przystosowana do transportu tak ciężkiego ładunku i zdawała się "ledwie trzymać na kołach".
Faktycznie zawieszenie lawety uginało się pod ciężarem tak bardzo, że opony tarły w czasie jazdy o metalowe nadkola. Policjanci wyliczyli, że transportowany autobus przekroczył maksymalną ładowność lawety o 66 proc., z kolei masa całego zestawu przekraczała teoretyczne możliwości transportowe ciężarówki o niemal 300 proc.
Funkcjonariusze stwierdzili też, że autobus został źle zabezpieczony. Na miejscu trzymały go jedynie cztery taśmy, jednak dwie z nich były uszkodzone. Dodatkowo ranty opon zostały wytarte w czasie jazdy (ze względu na kontakt z nadkolami) i również nie nadawały się do dalszego transportu. Na domiar złego, wystający tył autobusu nie został odpowiednio oznakowany, a kierowca ciężarówki i jego pasażer nie byli zapięci.
Niemieccy policjanci nie przyznali, jakie konsekwencje grożą kierowcy za podróż takim zestawem. Poinformowali jedynie, że uniemożliwiono mu dalszą jazdy.