Więcej informacji na temat uzbrojenia militarnego publikujemy również w serwisie Gazeta.pl.
Prawie 10 metrów długości, silnik turbodoładowany o mocy 1500 koni, reaktywny pancerz i seria uzbrojenia. Tak jednym zdaniem można opisać czołgi Abrams, które jeszcze w tym roku na mocy umowy z Amerykanami, trafią na uzbrojenie polskiej armii. Czy obsługa tego typu pojazdu jest prosta? To pytanie, które może zadawać sobie wiele osób. I my postanowiliśmy na nie odpowiedzieć. A wszystko za sprawą filmiku opublikowanego przez kanał SSG T.
Opis tego filmiku spokojnie może być równie krótki, co opis Abramsa z pierwszego zdania tego tekstu. Seria szklanych wizjerów, ekran noktowizyjny i... zaskakująco dużo miejsca. My jednak ten opis rozszerzymy. Bo już po kilkuminutowym nagraniu widać, że obsługa pojazdu nie jest zbyt łatwa. Ładowanie potężnych nabojów to nie lata wyzwanie. Nie lada wyzwaniem jest też porozumiewanie się w kabinie, którą dosłownie przeszywa pisk wydawany przez Abramsa, a nawet załadowanie karabinu maszynowego w naboje w warunkach bojowych.
Zaskakująca jest też... prędkość, którą widać w pewnym momencie nagrania. Blisko 70 km/h. Nawet tak szybko potrafi jeździć ten czołg po drogach utwardzonych.
Zakup 250 czołgów typu Abrams stanowi jeden z ważniejszych wydatków na zbrojenia polskiej armii w ostatnich latach. Za pojazdy III generacji M1A2 SEPv3 zapłacimy w sumie około 4,75 miliarda dolarów netto. Co z dostawami? Abramsy – ale w starszej wersji M1A2 SEP v.2 – jeszcze w tym roku trafią do Polski. Pojazdy należą do sił lądowych USA i przyjadą do naszego kraju wraz z instruktorami. To umożliwi szybkie wyszkolenie kadry. Dostawy docelowych czołgów są zaplanowane na lata 2025 i 2026. Rząd będzie jednak negocjować przyspieszenie dostaw.
Co ważne, wraz z Abramsami dostaniemy też sprzęt towarzyszący. Mamy w tym punkcie na myśli 26 wozów zabezpieczenia technicznego M88A2 Hercules i 17 mostów towarzyszących M1074 oraz pakiet logistyczny i szkoleniowy.
Amerykańskie czołgi, zawdzięczające swoją nazwę generałowi Creightonowi Abramsowi, sprawdzają się na froncie już od trzech dekad. Walczyły m.in. w czasie I wojny w Zatoce Perskiej, gdzie wzięły udział m.in. w słynnej operacji "Pustynna Burza". To tam sprawdziło się uzbrojenie zawierające dziś m.in. działo gładkolufowe M256 120 mm, karabiny maszynowe i wyrzutnie granatów dymnych.
Można dodać, że generał Creighton Abrams był dowódcą 37. Batalionu Pancernego Armii Stanów Zjednoczonych w czasie II wojny światowej i dowódcą wojsk amerykańskich biorących udział w wojnie wietnamskiej.
Co ważne, w przypadku amerykańskiego czołgu magazyn amunicji umieszczony jest z tyłu wieży i oddzielony od przedziału załogi pancerną przesłoną, odchylaną tylko na czas sięgania po nabój. Takiego systemu nie mają np. czołgi rosyjskie, które po trafieniu w wieżę zostają zniszczone. Załoga Abramsa liczy cztery osoby. Nad ich życiem czuwa system chroniący załogę przed atakiem z wykorzystaniem broni jądrowej, biologicznej lub chemicznej. Abramsy są wykorzystywane przede wszystkim przez wojska amerykańskie, ale nie tylko. Służą również w Arabii Saudyjskiej, Australii, Iraku czy Egipcie.