Spodobał Ci się ten artykuł? Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
Jednym z największych towarów eksportowych z Rosji jest karabin Kałasznikow AK-74, spadkobierca legendy słynnego karabinka szturmowego AK-47. Jednak pod bodaj najmocniejszą rosyjską marką Kałasznikow chciano swego czasu wybudować coś kompletnie innego – samochód elektryczny. Pewnie w jakiejś hali jego prototyp do tej pokrywa się coraz grubszą warstwą pyłu.
Pojazd miał nazywać się Kałasznikow CV-1. Prototyp wyglądał jak tuning w stylu restomod, a z pomysłu zrezygnowano dawno temu. Być może, w sytuacji coraz większej izolacji, rosyjski przemysł motoryzacyjny wróci do tego pomysłu. W końcu Rosjanie muszą czymś jeździć. Przede wszystkim jednak mogą chcieć udowodnić światu, że oprócz własnej wersji fast foodu McDonald's i sieci sklepów meblowych, która będzie kopią Ikei, potrafią stworzyć też własną Teslę.
Samochód koncepcyjny Kałasznikow CV-1 został zaprezentowany w 2018 r. Była to odpowiedź Rosjan na Teslę model 3. Podobnie jak polskie samochody studyjne z czasów PRL utknął w tej fazie i stało się to prawdopodobnie z tych samych powodów: nie było pieniędzy, ani chęci, żeby wdrożyć go do produkcji seryjnej. Dlatego Kałasznikow CV-1 pełnił wyłącznie funkcję propagandową.
Można się zastanawiać, dlaczego Kalashnikov Group zajęło się motoryzacją, chociaż jest firmą odpowiedzialną za broń palną. Mało jednak osób wie, że zajmują się również innymi branżami, w tym robotyką wojskową. Takie doświadczenie z całą pewnością przydało się przy tworzeniu projektu samochodu elektrycznego.
Jak widać CV-1 przypadłby do gustu fanom retro. W niczym nie przypomina rzekomego głównego konkurenta, czyli futurystycznej Tesli. Błękitny kolor Kałasznikowa CV-1 przywodzi na myśl kacze jajo, a jego linia kojarzy się z modelem Iż 2125 kombi (inna nazwa: Moskwicz 1500) po futurystycznym tuningu. Iż 2125 był produkowany od lat 70. do 90. XX w. przez Iżewskie Zakłady Samochodowe. Pod maską miał gaźnikowy silnik o poj. 1,5 l i mocy 75 KM.
CV-1 rzekomo wyposażony był w baterię o mocy 90 kWh, która zasilała silnik elektryczny. Miał dysponować mocą 689 KM i momentem obrotowym o podobnej wartości, ale nie ma na to żadnych dowodów. Wszystkie okna były zaciemnione, więc nikt nie mógł dojrzeć, jak wygląda wewnątrz. Można przypuszczać, że nic tam nie było. Co ciekawe pomimo takiej mocy, samochód miał rozpędzać się do 100 km/h w około 6 sekund, czyli dwa razy wolniej od zachodnich konstrukcji o podobnej mocy. Jego zasięg miał wynosić 354 km.
Jednak po prezentacji ambitnego projektu w 2018 r. zrobiła się cisza. Stąd wnioskujemy, że był to jedynie PR-owy wybryk inspirowany z Kremla. Podane wówczas wartości trzeba określić jako podejrzane, zwłaszcza w porównaniu do tego, jak rozwinęły się zachodnie firmy przez ostatnie kilka lat. Bardzo prawdopodobne, że pod karoserią koncepcyjnego auta wiało pustką, a dane zostały wzięte z sufitu. Zwłaszcza że wszystkie szyby Kałasznikowa CV-1 zostały przyciemnione tak mocno, że do wnętrza nie dało się zajrzeć.
Być może pomysł na stworzenie rosyjskiego samochodu elektrycznego mógłby przypaść Rosjanom do gustu, tak samo jak Izera Polakom. Mamy jednak spore wątpliwości, czy zamiast nowoczesną amerykańską Teslą, obywatele Federacji Rosyjskiej naprawdę woleliby jeździć egzotycznym połączeniem socjalistycznej stylistyki retro z tajemniczymi osiągnięciami rodzimej techniki. To retoryczne pytanie, bo raczej nie mają wyboru.