Więcej porad związanych z aspektami prawnymi jazdy samochodem znajdziesz w serwisie Gazeta.pl.
Polskie parkingi na osiedlach są zapchane samochodami. Kierowcy parkują dosłownie wszędzie. Temu ciężko się jednak dziwić. Decyduje o tym natężenie ruchu i duża ilość pojazdów na drogach. A taka sytuacja sprzyja kolizjom parkingowym. Co jednak w sytuacji, w której uderzyliście w inny pojazd, ale na miejscu nie ma jego właściciela? Tu pojawia się zasadniczy problem.
W sytuacji, w której zarysowaliście zderzak lub błotnik zaparkowanego pojazdu, powinniście się zatrzymać i postarać się ustalić właściciela auta. Można w tym celu zajrzeć do okolicznych sklepów czy popytać ludzi chodzących po osiedlu. Być może ktoś posiadacza samochodu zna. Jeżeli metoda nie przyniesie skutków, zawsze można zostawić też kartkę za wycieraczką pojazdu. Za jej pomocą należy przyznać się do winy za kolizję i zostawić swoje dane. Tylko że to nie jest takie proste...
Kartę zza wycieraczki zawsze może wyciągnąć ktoś inny, ewentualnie wywieje ją wiatr lub jej obecności nie zauważy właściciel auta. A to może rodzić konsekwencje z tytułu odjechania z miejsca zdarzenia. Jak się zatem zabezpieczyć? Mimo wszystko warto zostawić kartkę za wycieraczką, ale też warto ją sfotografować. W ten sposób sprawca kolizji będzie miał dowód na to, że podjął próbę nawiązania kontaktu z poszkodowanym. I że czekał od niego na telefon, aby się spotkać i spisać oświadczenie pozwalające na likwidację szkody.
Na tym jednak nadal nie kończą się obowiązki. Sprawca powinien zrobić zdjęcie nie tylko kartki za wycieraczką, ale także uszkodzeń obydwu pojazdów. Najlepiej aby zdjęcia przedstawiały pojazdy wraz z ich tablicami rejestracyjnymi – to ułatwi identyfikację. W ten sposób uniknie próby wmówienia, że podczas kolizji powstało więcej uszkodzeń niż w rzeczywistości.
Niewielka kolizja parkingowa może się zakończyć utratą zniżek z OC lub np. pokryciem kosztu malowania zderzaka wynoszącym jakieś 300 – 400 zł. Co w sytuacji, w której kierujący nie zostawi kartki za wycieraczką? Poszkodowany z pewnością zadzwoni na policję. A funkcjonariuszom może udać się ustalić sprawcę – w okolicy z pewnością jest monitoring, ewentualnie na osiedlach może pojawić się świadek, który widział zdarzenie i zapisał numer rejestracyjny pojazdu sprawcy.
Gdy policjanci namierzą auto, które spowodowało kolizję, wezwą jego właściciela do wskazania kierowcy, który w danym czasie dysponował pojazdem. Ten zostanie ukarany grzywną wynoszącą 1000 zł i 6 punktami karnymi. Jeżeli właściciel odmówi, to on dostanie mandat. A ten w głos nowego taryfikatora mandatów będzie wynosił od 2 do nawet 8 tys. zł. I grzywna cały czas nie wyczerpuje listy konsekwencji. Jeśli policja dotrze do sprawcy, jego ubezpieczyciel pokryje koszty naprawy pojazdu poszkodowanego, ale też... skorzysta z prawa do regresu. Czyli wystąpi do sprawcy z wnioskiem o zwrot kosztów naprawy wraz z ustawowymi odsetkami.