Zwolennicy samochodów elektrycznych mówią, że ich nadejście to nowa era w motoryzacji. Auta na prąd są dynamiczne, prostsze w budowie i przede wszystkim zdecydowanie tańsze w eksploatacji. Dodatkowo korzystając z nich możemy liczyć na szereg korzyści, jesteśmy zdecydowanie bardziej ekologiczni i nie przyczyniamy się do powstawania smogu.
Przeciwnicy wytykają, że auta na prąd są drogie, mają ograniczony zasięg, a na domiar złego nie ma ich gdzie ładować. Podnoszą też, że mieszkańcy miast nie mają, gdzie ładować swoich pojazdów i muszą korzystać z ładowarek prywatnych operatorów, którzy za energię elektryczną płacić sobie każą jak za zboże. Podobno w takim przypadku jazda elektrykiem może być nawet droższa niż samochodem spalinowym. Czy na pewno? Postanowiliśmy policzyć, ile może kosztować korzystanie z elektryka w mieście.
W przypadku osób, które mają dom na obrzeżach miasta sprawa jest oczywista. Samochód elektryczny ładować mogą na podwórku lub w garażu. Najlepiej korzystać z własnego wallboxa, ale nic nie stoi też na przeszkodzie, aby doładowywać auto nawet ze zwykłego (jednofazowego) gniazdka. Gorzej mają mieszkańcy miast, którzy nie mają do dyspozycji garażu podziemnego z możliwością ładowania auta.
Postanowiliśmy zatem postawić się w sytuacji mieszkańca dużego miasta, który zamierza kupić samochód elektryczny i chce korzystać z niego w sposób jak najbardziej komfortowy. Mieszka w bloku, więc ładowanie ze swojego gniazdka odpada. Będzie jeździł głównie po mieście, a jedynie sporadycznie wyjedzie gdzieś poza jego granice. Darmowych ładowarek dostępnych dla każdego jest dziś jak na lekarstwo, na dodatek - jeśli już się znajdą - są bardzo powolne. Trzeba bazować zatem głównie na ładowarkach największych operatorów, które są drogie.
Oczywiście w takiej sytuacji bardziej rozsądnym wyborem byłaby zapewne hybryda typu plug-in. W tym przypadku zakładamy jednak, że wspomniany mieszkaniec koniecznie chce mieć samochód w pełni elektryczny. W wyliczeniach nie bierzemy też pod uwagę kosztów eksploatacji samochodu (np. brak konieczności wymiany oleju), ani żadnych dodatkowych korzyści (np. możliwość darmowego korzystania ze stref płatnego parkowania czy jazdy buspasem), które mają znaczenie, ale trudno je jakakolwiek oszacować. Sprawdzamy co się bardziej opłaci - ładowanie elektryka czy tankowanie auta spalinowego.
Ma być centrum miasta, dlatego jako przykład wykorzystamy małe miejskie auto z całkiem sensownym zasięgiem - Renault ZOE (z silnikiem R110, który rozwija 108 KM i 225 Nm). Akumulator francuskiego auta ma 52 kWh pojemności, co przy średniej temperaturze 5 stopni Celsjusza wystarcza (to dane producenta) na przejechanie ok. 328 km w ruchu miejskim przy prędkości ok. 50 km/h (bez ogrzewania i w trybie Eco). Pozwala nam to oszacować teoretyczne zużycie energii na poziomie 15,85 kWh na 100 km. ZOE to oczywiście tylko przykład, inne samochody na prąd z segmentu B (chociażby Peugeot e-208) mają podobne zużycie energii.
Zasięg w każdy pojeździe elektrycznym oczywiście bardzo różni się w zależności od wielu czynników, przede wszystkim prędkości, stylu jazdy i temperatury na zewnątrz (najlepiej wypada przy ok. 25 stopniach Celsjusza, a najgorzej w czasie srogich mrozów). Spory wpływ na zużycie energii ma też włączenie ogrzewania lub klimatyzacji oraz to, czy korzystamy z trybo Eco. Kalkulator zasięgu przygotowany przez producenta dla ZEO można znaleźć w tym miejscu.
Pora zatem przyjrzeć się bliżej cenom na często spotykanych w Polsce stacjach ładowania. Pod uwagę wzięliśmy pięć najpopularniejszych operatorów ładowarek, dla których udało się znaleźć pewne i (co ważne obecnie) aktualne cenniki - GreenWay, Orlen, GO+ EAuto, PGE i Lotos. Opłaty u niektórych firm są obecnie niższe ze względu na obniżkę podatku VAT z 23 do 5 proc. (ale paliwo również obecnie ostatnio potaniało).
I tu natrafiliśmy na pierwszą trudność. Koszt naładowania auta do pełna diametralnie różni się w zależności od wielu czynników - przede wszystkim mocy i czasu ładowania (ale nie wszędzie). Dla przykładu, w GreenWay dla ładowarek AC (prądu przemiennego) i DC (stałego) o mocy do 25 kW stawka to 1,10 zł/kWh. Jednak ładując auto powyżej 180 min musimy uiścić jeszcze opłatę za czas ładowania (4 grosze za minutę). W przypadku ładowarki DC o mocy od 26 do 75 kW stawka rośnie już do 1,78 zł/kWh, a okres darmowego postoju spada do 60 min (a potem 34 grosze za minutę). Korzystanie z szybszych ładowarek jest jeszcze droższe.
Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz na Gazeta.pl
W przypadku stacji ładowania Orlenu jest dość podobnie, bo za korzystanie z ładowarek AC płacimy 1,22 zł/kWh, w przypadku DC o mocy 50 kW jest to już 1,70 zł, a wszystkie szybsze ładowarki kosztują 2,04 zł. Różna jest też długość darmowego postoju. Kompletnie inny system stosuje jednak np. Lotos. Na stacjach pod szyldem Niebieskiego Szlaku płacimy 59 zł (od 1 lutego br.) niezależnie od czasu ładowania i ilości wykorzystanej energii. A zatem, im większa bateria, tym bardziej się to opłaca.
Zasada na większości stacji ładowania jest jednak taka sama - im szybciej tym drożej. Postanowiliśmy zatem wyliczyć koszt naładowania Renault ZEO w dwóch scenariuszach - jak najszybciej (czyli z mocą 50 kW) i jak najtaniej. Na koniec wyniki uśrednimy i porównamy z ceną, jaką trzeba zapłacić za przejechanie 100 km samochodem spalinowym.
Warto zaznaczyć jednak, że cenniki na części stacji mogą się różnić, jeśli klient opłaca miesięczny abonament u danego operatora. Na przykład GreenWay oferuje dwie opcje subskrypcji, które pozwalają liczyć na bardziej atrakcyjne stawki za kWh i dłuższy okres postoju bez opłaty. W tych obliczeniach zakładamy jednak, że wspomniany wcześniej, świeżo upieczony posiadacz elektryka nie wykupił nigdzie żadnego abonamentu.
Zakładamy też, że ładuje samochód od zera do pełna (czyli płacimy za 52 kWh przy każdym ładowaniu). Oczywiście w praktyce aut elektrycznym nie rozładowuje się do zera i z reguły nie ładuje do 100 proc., a założenia te przyjmujemy tylko dla dobra testu (nie uwzględniamy też strat energii, które są jednak minimalne). Szacowany czas ładowania ZEO przy różnej mocy można obliczyć w tym miejscu. A oto wyniki:
Scenariusz 1 - "jak najszybciej":
Średnio to 86 zł za pełne ładowanie, a uśredniony koszt przejechania 100 km wynosi 26,19 zł.
Scenariusz 2 - "jak najtaniej":
Średnio to 58 zł za pełne ładowanie, a uśredniony koszt przejechania 100 km wynosi 17,67 zł.
Dla porównania weźmy podobne do ZOE Renault Clio z dwoma różnymi silnikami spalinowymi - litrowym benzyniakiem TCe o mocy 100 KM i 1,5-litrowym dieslem o mocy 115 KM. Pierwszy spala w ruchu miejskim 5,6 litra, a drugi tylko 4,3 litra na 100 km (w obu przypadkach to dane producenta). Koszt przejechania 100 km to (licząc po cenie 5,30 za litr benzyny i 5,35 zł za litr oleju napędowego) odpowiednio 29,68 zł i 23 zł.
W przypadku oszczędnego diesla przejechanie 100 km w mieście może być zatem nieco tańsze niż w przypadku elektryka ładowanego tylko przy założeniu, że korzystamy wyłącznie z ładowarek o mocy 50 kW. I to o ile kierowcy uda się utrzymać spalanie na bardzo niskim poziomie deklarowanym przez producenta. W przypadku korzystania z wolniejszych stacji zauważalnie wygrywa jednak samochód elektryczny. Niezależnie od sposobu ładowania, elektryk będzie też tańszy w eksploatacji od samochodu z malutkim silnikiem benzynowym wykorzystanym w tym przykładzie.
Oczywiście wiele zależy od konkretnego samochodu (przy bardziej prądożernych lub paliwożernych pojazdach dysproporcje w kosztach eksploatacji mogą być większe) oraz sposobu eksploatacji. W trasie zużycie energii przez auto elektryczne będzie rosło, a zużycie paliwa przez samochody spalinowe spadało. Na dodatek to właśnie w trasie częściej trzeba korzystać z tych szybkich ładowarek, które są zdecydowanie droższe.
Oczywiście auto elektryczne staje się wyjątkowo ekonomiczne dopiero gdy korzystamy z własnego gniazdka. Dla porównania weźmy zatem mieszkańca jednorodzinnego domu na obrzeżach miasta, który może cieszyć się własnym garażem. Wspomniane ZEO naładuje on od zera do 100 proc. w sensownym czasie 8,5 godziny korzystając z domowego wallboxa (7,4 kW). Oczywiście jest też opcja powolnego ładowania ze zwykłego gniazdka, jednak powinno się je traktować wyłącznie jako sposób na podładowanie samochodu.
Niezależnie od szybkości pełne naładowanie ZOE będzie kosztować (licząc po cenie 0,66 zł/kWh dla taryfy G11) 34,32 zł, a przejechanie 100 km to koszt zaledwie 10,46 zł. I to przy założeniu, że właściciel pojazdu nie korzysta z instalacji fotowoltaicznej. Gdyby czerpał energię z paneli na dachu, ładowanie mogłoby być jeszcze tańsze lub niemal darmowe.
Wniosek jest zatem prosty. Korzystając z płatnych ładowarek prywatnych operatorów w mieście w sposób rozsądny, jazda samochodem elektrycznym będzie tańsza (choć niewiele) niż w przypadku podobnego pojazdu z oszczędnym silnikiem spalinowym. Koszty ładowania elektryka można jednak łatwo obniżyć podładowując auto w darmowych punktach ładowania (dostępnych np. w niektórych centrach handlowych).
Teoretycznie więc korzystanie z elektryka i mieszkając w centrum miasta może się opłacić, jednak ładowanie auta wyłącznie na - oddalonych zapewne od domu - punktach będzie dość kłopotliwe, żeby nie powiedzieć uciążliwe. Choć zapewne, w miarę przybywania kolejnych ładowarek w miastach, będzie zmieniać się to na plus.