Kierowco płacz i płać. Odwrotu nie ma, opłaty za drogi będą tylko rosły

Polskie drogi, a dokładniej autostrady z każdym rokiem stają się coraz droższe. Przez to wiele osób zastanawia się nad alternatywnymi środkami transportu. Jednak czy są one w efekcie tańsze bądź lepsze niż własne auto?

Podróżowanie to proces. Planujemy, zwiedzamy, odkrywamy. Każdy zakątek świata, a nawet kraju ma coś do zaoferowania. Są piękne widoki, miejsca, które zapierają dech w piersiach czy po prostu punkt docelowy jest tym, gdzie odnajduje się spokój. To wszystko skłania do refleksji, że w naszym krótkim życiu liczą się chwile. Ich zapamiętanie, a co ważniejsze doznanie dla wielu powinno być czymś naturalnym. Niestety nie zawsze jest to możliwe. Jedną z przeszkód przed swobodnym przemieszczaniem są opłaty drogowe. W obecnych czasach podwyżki cen to codzienność, z którą każdy z nas się mierzy. Niestety fluktuacja cen na stacjach paliw czy półkach sklepowych nie idą w parze z konstatacją niezmienności wynagrodzenia. To powoduje, że dwa razy zastanawiamy się jak wyruszyć w podróż.

Więcej wiadomości ze świata motoryzacji (i nie tylko) znajdziesz na stronie głównej gazety.pl

Zobacz wideo Kombajnem jechał po autostradzie A1. Policja publikuje nagranie

Korzystanie z prywatnych pojazdów jest jedną z najwygodniejszych opcji. W końcu kto nie lubi czuć wolności wyboru kierunku i możliwości zatrzymania się, kiedy tylko potrzeba. To zalety, które przez lata skłaniały użytkowników do zakupu i wykorzystywania własnych „czterech kółek". Jednak w obecnych czasach nie jest to już takie tanie. Przede wszystkim zmniejszyła się dostępność aut – w Unii Europejskiej brakuje 10 milionów nowych pojazdów, a warianty używane poszybowały z cenami dosłownie w górę. Nie inaczej jest z opłatami za przejazdy płatnymi odcinkami autostrad. Te będące w zarządzie państwa są cenowo jeszcze akceptowalne. Za przykład może posłużyć autostrada A2, gdzie odcinek ze Strykowa do Konina to wydatek 9,90 zł za 100-kilometrowy fragment. Również na A4 w relacji Bielany Wrocławskie – Gliwice, stawka jest w miarę umiarkowana i wynosi 16,20 zł.

Zdecydowanie gorzej sytuacja wygląda na koncesjonowanych odcinkach autostrad w Polsce. Powróćmy do wspomnianej autostrady A2, która jest obecnie najdroższą w kraju. Między Nowym Tomyślem a Koninem są trzy bramki, gdzie na każdej zapłacimy 25 zł (razem 75 zł). Warto przypomnieć, że ten fragment ma długość 158,2 km. Tym samym koszt opłat autostradowych jest droższy niż paliwo, które musimy zatankować by go przejechać. Co gorsza inne autostrady również nie należą do najtańszych. A4 w relacji Kraków-Katowice to wydatek 24 zł, chyba że używamy aplikacji mobilnej, to opłata jest zredukowana do 18 zł. z kolei A1 od Torunia do Gdańska do wydatek 30 zł. Jak łatwo zauważyć tanio nie jest.

Pociągi równie drogie

W dobie coraz wyższych cen, wiele osób zastanawia się czy oby samochód to najlepsza opcja. W końcu jesteśmy rozwiniętym krajem, który posiada również inne możliwości podróżowania. Alternatywą może być m.in. pociąg. Niestety okazuje się, że od stycznia 2022 roku ceny za przejazdy znacząco podrożały. Przykładem może być choćby przejazd z Krakowa do Katowic, za który trzeba zapłacić 27 zł, co stanowi 70 proc. wzrost względem poprzedniej stawki 15,90 zł. Również połączenia w relacji Warszawa-Łódź poszły w górę (z 31 do 41 zł). Ponadto podstawowe ceny biletów na pendolino osiągnęły poziom 169 zł. W liczbach bezwzględnych wzrost jest najbardziej wyraźny i wynosi 19 zł.

Przedstawiciele PKP Intercity tłumaczą podwyżki cen, potrzebą dostosowania do aktualnej sytuacji na rynku, gdzie występują takie elementy jak wyższe ceny energii trakcyjnej czy modernizacji taboru i zapleczy technicznych. Przedstawiciele spółki podkreślają również, że obecna aktualizacja to pierwsza systemowa zmiana cen biletów PKP Intercity od lat 2013-2014. Efektem tego jest znaczące umniejszenie liczby przewożonych pasażerów. W 2021 roku było to 245,1 miliona pasażerów. Z kolei w 2019 roku odsetek ten wynosił 335,9 miliona. To prawie jedna trzecia mniej. W efekcie osiągnięty został pułap, że PKP Intercity przewozi mniej więcej tyle pasażerów, ile przewoził w 1946 roku.

Ratunkiem autobusy

W miarę logiczne stawki pozostały za przejazdy autobkarowe. Trafiając na dobrą promocję, bilet międzymiastowy można zakupić od kilku do kilkunastu złotych. Przykładem może być choćby trasa Warszawa–Zakopane, która została wyceniona między 36 a 80 zł. Jest to przystępna oferta. Na polskim rynku jest kilku operatorów, które takowe przewozy oferują. Wśród nich można wymienić m.in. Polonus, Sindbad, FlixBus (zastępstwo dla PolskiBus) czy Eurobus. Wielu z nich ma długą historię i renomę rynkową. Jednak w przewozach tym środkiem lokomocji kluczową rolę odgrywa czas. Pozostawiając jako przykład trasę Warszawa–Zakopane, czas przejazdu według deklaracji FlixBus to 7 godzin 10 minut. Samochodem osobowym czas ten bez dodatkowych postojów to 5-5,5 godziny, a pociągniemy 6 godzin. Jest to tym samym najwolniejszy ze środków transportu.

Drogo, ale i tak najlepiej

Analizując możliwości transportowe bez wątpienia samochód nadal jest najszybszym środkiem przemieszczania się oraz co dla wielu jest nader istotne, daje najwięcej swobody. Pociąg w obecnych czasach stał się drogim środkiem transportu, a autokar z kolei jest czasochłonny. Tym samym choć jest drogo to nadal większość z nas postawi na auto, mimo że przejazdy wieloma odcinkami płatnych dróg są droższe niż zatankowanie auta na ten fragment.

Więcej o:
Copyright © Agora SA