Przynajmniej przez jakiś czas słupki na warszawskiej ulicy Andersa będą najsłynniejszymi w Polsce. Zdjęcie osiedlowej uliczki w miniony weekend szturmem zdobyło media społecznościowe. Jednak sława będzie krótka i potrwa tylko do następnego zdjęcia-hitu.
Na Muranowie wyraźnie kogoś poniosło z biało-czerwonym szpalerem grubych słupków i znaków "zakaz wjazdu". Ale czy to was dziwi? Na pewno w swoim mieście znacie podobne absurdalne miejsce, które mogłoby z ul. Andersa konkurować. Słupki to nasza polska specjalność. Szpecą miasta, ale, niestety, są potrzebne. O absurdach drogowych piszemy codziennie na stronie głównej gazety.pl
Z dwóch powodów. Mają poprawiać bezpieczeństwo, a także umożliwić pieszym korzystanie z chodnika. To najprostsza, tania, a przy tym bardzo skuteczna broń na nieprawidłowo parkujących kierowców. Ewentualny mandat nie każdego odstrasza, a niektóre ulice są rzadko patrolowane przez straż miejską. Ze słupkiem kierowca nie wygra - ten po prostu uniemożliwia mu wjazd w dane miejsce. To właśnie dlatego zarządcy dróg z taką pasją stawiają wszędzie słupki. Najczęściej brzydkie biało-czerwone ("patriotki"), szpecąc przy tym miasto. Coraz częściej pojawiają się jednak trochę ładniejsze, np. czarne z herbem danej miejscowości. Rodzajem słupków są też kamienne kule albo klomby.
Słupki stawiane są przy szkołach, przejściach dla pieszych i skrzyżowaniach. To właśnie w takich miejscach źle zaparkowany samochód może spowodować tragedię. Ogranicza kierowcom widoczność, a ta jest kluczowa do bezpiecznej jazdy.
W przypadku ul. Andersa nie dowiecie się też niczego nowego. Przejeżdżałem akurat obok, postanowiłem więc się na chwilę zatrzymać i o zdanie spytać kilku przechodniów, ale usłyszałem dokładnie to samo, co można było przeczytać w komentarzach. I to, co słyszymy zawsze:
I podobne opinie usłyszycie w każdym takim miejscu. Na warszawskim Muranowie doszło do drogowej patologii. Niestety, potrzebnej. Szkoda tylko, że nie pomyślano, jak w bardziej estetyczny sposób ostudzić zapędy kierowców. Może rozwiązaniem byłyby znacznie węższe czarne słupki z syrenką albo wspomniane klomby?
Tutaj przesadzono, na co zwróciła mi uwagę jedna z młodszych mieszkanek. Słupki są tak grube i ustawione głęboko w chodniku, że czasem trudno przejść z wózkiem albo się z kimś minąć. W zeszłym roku głośno było o podobnym problemie w innej części stolicy. Za tydzień czy miesiąc internet obiegną zdjęcia z innego miasta.
Raczej nie... Trudno o skuteczniejszą i prostszą metodę walki ze złym parkowaniem. Owszem, dochodzi czasem do absurdalnych i zadziwiających obrazków, ale eksperci wskazują, że bez słupków nasze chodniki oraz przejścia dla pieszych byłyby całe w samochodach. Trzeba by zmienić mentalność Polaków.
Na zachodzie kierowcę od złego parkowania odstrasza po prostu narysowana na asfalcie linia albo stosowny znak. Polak się nimi nie przejmuje. Żeby zmienić mentalność i nawyki kierowców, trzeba by wprowadzić bardziej dotkliwe kary. Niekoniecznie podwyższać mandaty. Nauczyć dobrego parkowania mogłaby nieuchronność kary. Wiele osób podkreśla, że niebezpiecznie zaparkowany samochód powinien być po prostu odholowywany. Teraz dzieje się tak tylko w skrajnych przypadkach.
A że Polacy to specjaliści od nieprawidłowego parkowania zauważyła warszawska Straż Miejska i ogłosiła nawet konkurs na Mistrzów Parkowania, który cały czas jest kontynuowany. Każdy z kandydatów do tytułu trafia na Twittera, a także otrzymuje mandat. Poniżej próbka możliwości kierowców: