Młot wodny jest groźny zwłaszcza teraz. Omijaj kałuże

Dynamiczne pokonanie kałuży może doprowadzić do uszkodzenia hamulców, poślizgu wodnego czy efektu młota wodnego. Ten ostatni jest o tyle groźny, że w najlepszym wypadku oznacza czterocyfrowy koszt naprawy silnika...

O pogodowych perypetiach kierowców opowiadamy też w serwisie Gazeta.pl.

10 stopni Celsjusza w ciągu dnia w styczniu? Tak, a to jeszcze nie wszystko. Bo pogoda raczy nas ciepłem, ale też... ogromną ilością wody. Raz że właśnie stopniał cały zebrany na drogach śnieg – a było go trochę. Dwa że wraz z roztopami nadeszły opady deszczu. Taka kumulacja musi skutkować powstawaniem kałuż. I problem z nimi jest o tyle duży, że na pierwszy rzut oka kierowca nigdy nie oceni jak głębokie jest rozlewisko. Oczywiście utopienie samochodu np. do połowy wysokości drzwi oznacza, że kierowca musiał się postarać. To jednak nie jedyny tragiczny scenariusz w czasie deszczowej pogody.

Zobacz wideo Driftowanie mitsubishi w Olsztynie. Za kierownicą 26-latek z zakazem jazdy

Silnik po pokonaniu zgasł? No to mamy problem...

Zdarza się, że kierowca przejedzie bez większych trudności przez głęboką kałużę. I gdy już będzie mu się wydawało, że odniósł sukces w starciu z – nazwijmy to heroicznie – siłami natury, zauważy że silnik w jego aucie przerwa lub gaśnie. To punkt, w którym po raz pierwszy musimy użyć pojęcia pojawiającego się w tytule. Przerywanie lub gaśnięcie silnika musi oznaczać, że zadziałał water hammer, czyli mówiąc po polsku młot wodny. To nic innego jak zaciągnięcie wody przez filtr powietrza wprost do układu dolotowego. A woda w dolocie nigdy nie oznacza niczego dobrego...

Warto pamiętać o tym, że układy dolotowe zaciągają powietrze często spod zderzaka. Taka lokalizacja sprawia, że woda może się dostać do silnika nie tylko w czasie przejazdu przez naprawdę głęboką kałużę, ale także szybszej jazdy przez płytszą.

Woda... nie spręża się. Wał się wygnie, a tłok złamie!

Woda trafiająca do układu dolotowego najpierw moczy filtr powietrza, a następnie wraz z mieszanką paliwowo-powietrzną jest wtłaczana do komory spalania. A im jest jej więcej, tym mocniej obciążane są poszczególne elementy. Powód? Woda w przeciwieństwie do mieszanki paliwowej nie spręża się. Skutków takiego stanu rzeczy może być kilka – i jeden jest poważniejszy od drugiego. W najlepszym przypadku dojdzie do uszkodzenia tłoków. W najgorszym wygięcia wału korbowego lub nawet pęknięcia bloku.

Bez względu na skalę uszkodzeń, metoda naprawy silnika jest jedna. Konieczny jest generalny remont. Należy rozkręcić jednostkę, wyczyścić ją, wymienić uszkodzone części i złożyć całość planując wcześniej np. głowicę. Daje to kwotę co najemnej czterocyfrową, a czasami nawet pięcio- czy sześciocyfrową. Z uwagi na skalę inwestycji, naprawa na ogół jest całkowicie nieopłacalna. I wcale nie mówimy o scenariuszu, w którym zalany zostanie stary samochód, ale także i nowsze konstrukcje. Dużo lepszym i tańszym rozwiązaniem jest zatem wymiana silnika na używany.

Kałuży nie trzeba omijać. Wystarczy ją umiejętnie pokonać.

Młot wodny sieje spustoszenie w silniku. To pewne. Pewne są też astronomiczne koszty. Niestety kierowca nie zawsze może ominąć kałużę na drodze. I czasami nawet omijać jej nie musi. To jednak jeszcze nie oznacza, że w zagłębienie wypełnione wodą należy wjeżdżać z dużą prędkości. Tak, to prawda wtedy rozprysk wody wygląda efektownie. Równie efektownie może jednak dość do skrzywienia tarcz hamulcowych, poślizgu wodnego i uderzenia np. w przydrożną latarnię czy właśnie zaciągnięcia wody do dolotu. Kałuże zawsze należy pokonywać przy możliwie najmniejszej prędkości, tak by nie powodować wzburzania wody.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.