Spodobał Ci się ten artykuł? Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
W ubiegły piątek, dyżurny policji z garwolińskiej policji dostał zgłoszenie ze stacji benzynowej, że skradziono Seata. Sprawca miał odjechać w stronę Wilgi.
Oczywiście na miejsce zdarzenia został wysłany patrol, gdzie zastali 30-latka, który zgłosił kradzież. Jak się okazało po jego wyjaśnieniach, mężczyzna pił z dwoma kompanami alkohol, a następnie przyjechali na stację. Jeden z mężczyzn odjechał z niej zostawiając swoich towarzyszy. Zgłaszający początkowo nie chciał tego robić i miał w planach wrócić do domu na piechotę, jednak zmarzł i wymyślił, że jak zgłosi kradzież, to policjanci odwiozą go i jego kolegę do domu.
Funkcjonariusze sprawdzili stan trzeźwości mężczyzny i pomiar wykazał 2,5 promila w organizmie. Z nagrania z monitoringu wynikało również, że 30-latek sam prowadził wspomniane auto. Po zatankowaniu pojazdu, nie chciał odpalić, przez co jeden z towarzyszy mężczyzny wsiadł za kierownicę, a pozostałych dwóch pchało samochód, który po odpaleniu odjechał siną w dal.
W tym samym czasie w miejscowości Tarnów, kilka kilometrów od miejsca zdarzenia, policjanci zauważyli stojące na poboczu poszukiwane auto. Za kierownicą spał 63-letni mieszkaniec powiatu garwolińskiego. Policjanci przeprowadzili badanie alkomatem, które wykazało, że miał ponad 2,5 promila.
Obaj mężczyźni zostali zatrzymani i pom wytrzeźwieniu usłyszeli zarzuty. Za prowadzenie samochodu pod wpływem grozi im pozbawienie wolności do 2 lat.