Aż się chce krzyknąć: to żyje! Jeździliśmy prototypami Ineosa Grenadiera. Na razie na fotelu pasażera, ale mimo to wygląda na to, że spełniają pokładane w nich oczekiwania. Są właśnie takie, jak myślałem: proste i niezniszczalne.
Lubisz samochody terenowe? Szukaj informacji na ich temat na gazeta.pl
Tego drugiego oczywiście do końca nie wiemy, bo dopiero czas i rynek zweryfikują moje optymistyczne założenia, ale prognozy są bardzo obiecujące. Dwie sztuki Ineosa Grenadiera, które zawitały do Warszawy, to nie wersje produkcyjne, ale testowe prototypy.
Elementy ich wnętrz pochodzą na razie z drukarek 3D, a część systemów jest nieaktywna, ale podstawy techniczne otrzymują właśnie ostatnie szlify. I są to solidne fundamenty. Przypomnijmy w telegraficznym skrócie czym jest Ineos Grenadier.
Kilka lat temu brytyjski miliarder sir Jim Ratcliffe, właściciel koncernu petrochemicznego Ineos zdecydował, że pogłoski o śmierci klasycznego Land Rovera Defendera są znacznie przesadzone. Sam postanowił zrobić jego współczesną wersję.
Grenadier jest wcieleniem idei klasycznego samochodu terenowego. Mają go kochać podróżnicy, ludzie pracy i entuzjaści off-roadu. Firma jest zupełnie nowa, ale profesjonalnie zarządzana.
Ineos zatrudnił czołowych inżynierów motoryzacyjnych z Europy. Na ich czele stoi Klaus Hartmann. Dyrektor samochodowej marki Ineos na Starym Kontynencie przez wiele lat był szefem produktu, który nazywa się Mercedes klasy G.
Ineos Grenadier był nawet ostatnio testowany na tej samej górze Schoeckl, którą musi pokonać każda G-klasa. Osoba Hartmanna to nie jedyna zbieżność. Opracowanie konstrukcji napędu Grenadiera zajęła się firma Magna Steyr, która przez dekady produkowała Mercedesa G.
W projekcie terenówki Ineosa użyto samych profesjonalnych podzespołów. Silniki pochodzą z BMW, skrzynie biegów dostarcza ZF o konstrukcję zawieszenie zadbała firma Carraro. Konstrukcja Grenadiera jest oparta na ramie skrzynkowej, a napęd będzie przenoszony mechaniczne przy pomocy trzech blokowanych dyferencjałów. Skrzynia biegów jest wyposażona w reduktor.
Oba dysponują wystarczającym momentem obrotowym do beztroskiego chlapania się w błocie. Zaprezentowali nam to kierowcy testowi Ineosa wożąc nas na prawym fotelu po niesamowicie grząskim torze terenowym pod Warszawą.
Pomimo że prototyp jeszcze nie miał blokowanego przedniego i tylnego mechanizmu różnicowego, a na kołach znalazły się seryjne opony BFGoodrich AT, Ineos nieustępliwie parł przez brunatne morze. Zresztą nigdy nie wątpiłem, że będzie w stanie to robić.
Nie pozwolono nam usiąść za kierownicami cennych prototypów, ale nawet przejażdżka na miejscu pasażera pozwoliła na prezentację możliwości i parametrów Grenadiera. A te są imponujące. Kąt natarcia to 35,5 stopnia, zejścia - 36,1 stopnia, wykrzyżowania osi wynosi 27,8 stopni (mimo rozstawu osi ponad 292 cm). Prześwit Ineosa mierzy 25,8 cm, a głębokość brodzenia to aż 80 cm.
Ineos Grenadier to nie delikatna terenówka, tylko duży, mocny i ciężki samochód. Ma prawie 493 cm długości, 193 cm szerokości oraz ponad dwa metry wysokości. W środku bez demontowania foteli zmieści się europaleta. Nowy brytyjski samochód został zaprojektowany w typowo użytkowy sposób.
To dotyczy zarówno nadwozia, jak i wnętrza. Które jest nieco toporne, ale ma niezaprzeczalny urok. W dodatku wszystkie przełączniki da się obsłużyć w rękawiczkach. Nie pasuje mi do tego tylko elegancka dźwignia wyboru trybu pracy z BMW.
Jedyny element auta, którego nie mogliśmy fotografować to autorski system multimedialny i nawigacyjny opracowany wspólnie z Garminem, ale nawet w prototypowej wersji jego obsługa robiła dobre wrażenie.
Na zewnątrz można zamontować drabinkę i oświetlenie, do którego zostało wyprowadzone dodatkowe okablowanie. W tylnych asymetrycznie dzielonych drzwiach mniejsze skrzydło otwiera się pierwsze, na przednich błotnikach można siadać, a listwy i poprzeczki dachowe umożliwiają montaż ładunku nawet bez bagażnika.
Takich smaczków i detali jest mnóstwo. Wszystkie świadczą o tym, że Grenadier został zaprojektowany zgodnie z dewizą: funkcja wyznacza formę. Ale nie wszystko w nim jest prymitywne.
Z powodu zaostrzających się norm emisji spalin, producent przymierza się do wyposażenia Ineosa w niedalekiej przyszłości w elektryczny napęd. Prawdopodobnie źródłem energii będą ogniwa wodorowe Hyundaia, ale nic nie jest jeszcze przesądzone. W tej chwili trwają testy.
Dowiedzieliśmy się też dwóch nowych rzeczy. Pierwszym partnerem handlowym Ineosa w Polsce jest Auto Fus Group. Oprócz sprzedaży samochodów BMW rodzinna firma zajmuje się reprezentowaniem na polskim rynku różnych niszowych marek: Alpina, McLaren i Rolls-Royce. Teraz dołączył do nich Ineos.
Druga nowość, to kierowca Formuły 1 Valtteri Bottas reklamujący Ineosa Grenadiera. Może się wydawać, że to dziwny wybór, ale był naturalny. Grupa Ineos jest właścicielem 1/3 udziałów w zespole Mercedes-AMG Petronas, z którym właśnie żegna się Bottas.
Dzięki fińskiemu kierowcy o Grenadierze dowie się znacznie więcej osób. Valtteriemu się podoba, nam też. Ineos liczy, że z klientami będzie tak samo. Niebawem poznamy polskie ceny Ineosa Grenadiera, a jego produkcja seryjna ma ruszyć w lipcu 2022 zakładach w Hambach kupionych od Mercedesa.
Nie spodziewajcie się, że będzie tani. W cenę Grenadiera jest wliczona nieprzeciętna wytrzymałość każdego elementu tego samochodu, tak samo jak w przypadku konkurentów: Toyoty Land Cruiser, Jeepa Wranglera i aut podobnej klasy, które jeszcze zostały na rynku.
Różnica jest taka, że ich producenci zdążyli udowodnić trwałość swoich aut. Ineos musi liczyć na kredyt zaufania swoich klientów. I robi wszystko, żeby go nie zawieść.