O agentach-widmo bardzo głośno zrobiło się teraz na Wyspach Brytyjskich. Jak podaje auto.dziennik.pl Action Fraud, komórka policji, zajmująca się oszustwami, podaje, że w tym roku ofiarą padło ponad 350 osób (a pewnie więcej, to liczba oficjalnych zgłoszeń), a od kierowców wyłudzono ok. 800 tysięcy funtów, co w złotówkach daje prawie 4,5 miliona. Warto się z tą metodą zapoznać, żeby nie paść ofiarą podobnego oszustwa. Nie zdziwimy się, jeśli pomysł z Anglii trafi także do Polski.
Na stronie głównej gazety.pl codziennie znajdziesz najświeższe informacje ze świata
Metoda na agenta-widmo wycelowana jest głównie w młodych kierowców, którzy muszą płacić wyższe ubezpieczenie i szukają oszczędności. Kierowcy w poszukiwaniu jak najtańszej polisy trafiają na stronę agenta-widmo, gdzie w atrakcyjnej cenie wykupują ubezpieczenie. O tym, że padli ofiarą fałszerstwa dowiadują się w momencie, kiedy dojdzie do stłuczki lub wypadku albo podczas kontroli policyjnej. Agenta, który sprzedał polisę nie da się oczywiście już namierzyć. Oszuści działają głównie w mediach społecznościowych lub komunikatorach.
To miejsce, gdzie łatwo im namierzyć ofiary. Z brytyjskich statystyk wynika, że 60 proc. poszkodowanych to młodzi mężczyźni do 29 lat. Jak się bronić przed agentami-widmo? Jeśli kiedykolwiek traficie na zbyt dobrą i atrakcyjną ofertę, to sprawdźcie ją dwa razy. Zaskakująco niska cena powinna być lampką ostrzegawczą.
Metoda "na stłuczkę" lub "na wypadek" nie jest niczym nowym. Stosowana jest od lat, jednak w ostatnich miesiącach zyskuje na popularności. Jak zabezpieczyć się na wypadek kłopotów?
Mechanizm jest dość prosty i stosowany zazwyczaj na niewielkich skrzyżowaniach. Sprawcy najczęściej jeżdżą do skrzyżowań równorzędnych i czekają na auto pojawiające się z lewej strony. Gdy takie zauważą, przepuszczają je dając znak ręką lub światłami. Jeśli nieświadomy oszustwa kierowca połknie haczyk i ruszy, oszust stojący po prawej stronie dodaje gazu wjeżdżając w ofiarę. Po przyjeździe policji sprawca kolizji wszystkiego się wypiera i twierdzi, że to drugi z kierowców wymusił pierwszeństwo.
Od pewnego czasu wersja metody "na stłuczkę" funkcjonuje też na rondach. Oszust jeździ po nich prawym pasem czekając na kierowcę, który z lewego pasach spróbuje zjechać z ronda. Korzystający z metody "na stłuczkę" ustawia się wtedy w martwym polu jadącego lewym pasek kierowcy i w odpowiednim momencie przyspiesza doprowadzając do kolizji.
Celem oszustów w obu przypadkach jest oczywiście oszukanie policji i wyłudzenie odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej ofiary. Dla kierowcy, który dał się nabrać oznacza to z kolei kłopoty, strata czasu i nerwów oraz oczywiście koszty - wyższe składki i konieczność sfinansowania naprawy własnego auta w przypadku braku AC. Niektóre statystyki mówią, że nawet co dziesiąte odszkodowanie wypłacone w wyniku oszustwa. Oszustwem "na stłuczkę" parają się m.in. kilkuosobowe grupy, które po kolizji sporządzają dokumentację i oświadczenia, a na ich podstawie wyłudzają odszkodowania. Drugim typem oszustów są indywidualni kierowcy, którzy chcą sobie w tej sposób za darmo naprawić lekko uszkodzony samochód.
Policja radzi, aby w przypadku spowodowanej przez oszustwa stłuczki (przynajmniej w przypadku wersji na skrzyżowaniu) poszukać świadków, którzy mogliby poświadczyć, że oszust faktycznie przepuszczał ofiarę, po czym w ostatniej chwili "zmienił zdanie". Uratować niewinnego kierowcę może też monitoring miejski lub np. sklepowy, o ile tylko na nagraniu będzie widać całe zdarzenie. Zdaniem policjanta najskuteczniejszą metodą jest jednak montaż wideorejestratora, który nagra próbę oszustwa i będzie stanowił dowód niewinności.