Rzadko tankujemy do pełna. Najczęściej na stacji zostawiamy kilkadziesiąt złotych, a większość kolejną wizytę odkłada jak najdłużej. A to błąd. Nie powinniśmy doprowadzać do sytuacji, w której w naszym samochodzie jest mało paliwa. Lepiej dotankowywać po te kilkadziesiąt złotych, ale kiedy wskazówka dojdzie np. do 1/4 baku. Oczywiście zapalanie się informacji o rezerwie wcale nie oznacza, że samochód zaraz stanie. Każdy z nas wie, ile jego samochód przejedzie z włączoną kontrolką - w niektórych modelach to nawet 100-150 km. Jazda na rezerwie raz na jakiś czas jest nieszkodliwa, ale powinny to być wyjątki i sytuacje sporadyczne. Częsta jazda na rezerwie może się zakończyć awarią samochodu. Mechanicy sugerują, żeby w ogóle nie dopuszczać do zapalania się kontrolki sygnalizującej pusty bak. W myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć.
Na stronie głównej gazety.pl codziennie znajdziesz praktyczne porady dla kierowców
Bez względu na rodzaj silnika i wiek auta należy unikać długotrwałej jazdy na rezerwie. Z uwagi na bezpieczeństwo elementów mechanicznych i ich trwałość warto tankować zbiornik do pełna już przy wskazaniu 20-25 proc. stanu. Unikniemy w ten sposób szeregu nieprzewidzianych usterek i sporych wydatków. Jeśli dojdzie do nagłego spadku jakości mieszanki paliwowo-powietrznej w jednostce z doładowaniem, to w skrajnym przypadku wysoka temperatura w komorze spalania może doprowadzić do wypalenia tłoka, co wiąże się z kosztownym remontem silnika. Co jeszcze może zepsuć zbyt częsta jazda na rezerwie?
Jednym z elementów, które cierpią przez niski poziom paliwa, jest sam zbiornik na nie. Dotyczy to oczywiście tylko samochodów wyposażonych w metalowy bak - wykonany z plastiku staje się coraz popularniejszym rozwiązaniem. Rzecz jasna ze względów na warunki eksploatacji korozja może atakować również zewnętrzne poszycie zbiornika. Uderzenia kamieni, oddziaływanie soli i błota pośniegowego w zupełności wystarczą do pojawienia się rdzy.
Notoryczne podróżowanie z niskim stanem paliwa sprzyja kondensowaniu się wilgoci na wewnętrznych ściankach zbiornika, co w dłuższej perspektywie prowadzi do ich korozji i dostawania się rdzawych zanieczyszczeń do paliwa i dalej do układu wtryskowego. Wilgoć w przewodach może wywołać również korozję w dalszych częściach układu paliwowego. Po kilku latach rozwoju rdzy w baku, czy osadzania się zabrudzeń, dojdzie do zatkania przewodów paliwowych. W pewnym momencie nie będziemy mogli uruchomić silnika lub w czasie jazdy pojawi się efekt szarpania i odczuwalny spadek mocy. W skrajnych przypadkach rdza zacznie rozwijać się nawet na wewnętrznych elementach wtryskiwaczy - zmuszając kierowcę do ich wymiany lub regeneracji. Zależnie od modelu oznacza to wydatek 500-1000 złotych za sztukę.
Jedynym sposobem na rozwiązanie problemu korodującego zbiornika i przewodów paliwowych jest ich wymiana na nowe. Czyszczenie nie wchodzi w grę. Kolejną trudnością jest skraplająca się woda na wewnętrznych ściankach baku. W okresie letnim jedynym skutkiem ubocznym jest rozrzedzanie paliwa. Zimą może dojść do zamarznięcia wody w układzie paliwowym. Wówczas jedynym rozwiązaniem jest wstawienie pojazdu do ogrzewanego garażu i kilka godzin cierpliwego czekania. Profilaktycznie specjaliści zalecają stosowanie preparatów dostępnych na stacjach paliw i sklepach motoryzacyjnych neutralizujących wilgoć w paliwie. To wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych.
Częsta jazda na rezerwie zmusza układ paliwowy do czerpania benzyny lub oleju napędowego z samego dna zbiornika. To ryzyko, że razem z zasysanym paliwem do układu dostaną się najróżniejsze zanieczyszczenia pochodzące ze starego paliwa lub rdzy. Co robić w takiej sytuacji? Poza wymienioną wyżej zmianą zbiornika i przewodów paliwowych na nowe elementy, pozostaje nam serwisowe płukanie układu. Koszt operacji to kilkaset złotych. Oczywiście wymiana filtra jest obowiązkowa.
Kluczowym elementem układu paliwowego jest pompa zainstalowana w zbiorniku. Pracujące nieustannie urządzenie elektryczne jest chłodzone i smarowane przez przepływające paliwo. Z tego względu pompa jest niebywale wrażliwa na niski poziom paliwa w baku. Jazda na rezerwie, szczególnie w czasie pokonywania zakrętów, chwilami oznacza dla pompy brak smarowania. W szybko przejeżdżanym łuku resztka paliwa przemieszcza się, odsłaniając ssak pompy – wówczas zasysa powietrze, chwilowo pracując na sucho. W krótkim czasie może ulec zatarciu.
Oznaki uszkodzonej pompy to między innymi trudności w uruchomieniu auta, szarpanie w czasie przyspieszania – urządzenie dostarcza zbyt mało paliwa do układu wtryskowego. Jedynym skutecznym rozwiązaniem jest wymiana lub regeneracja pompy – koszty zależą oczywiście od modelu samochodu. W starszych konstrukcjach nowy element kupimy nawet za kilkadziesiąt złotych, a w nowszych wydatek przekroczy 400-500 złotych.
Częstą konsekwencją jazdy na rezerwie jest przymusowy postój na poboczu z powodu braku paliwa. W aucie z silnikiem benzynowym wszystko wraca do normy po dolaniu kilku litrów benzyny.
W przypadku jednostki wysokoprężnej, nawet uzupełnienie poziomu paliwa przeważnie nie da rezultatu - zapowietrzony układ paliwowy uniemożliwi odpalenie auta. Tutaj, zależnie od modelu, konieczna będzie wizyta w serwisie i skorzystanie z urządzenia diagnostycznego w celu odpowietrzenia układu. Niektóre modele wyposażone są w ręczną pompkę. W żadnym wypadku nie powinniśmy próbować uruchomić silnika metodą na pych. Nagły koniec paliwa w silniku turbodoładowanym doprowadzi do gwałtownego wzrostu temperatury spalin, co może zniszczyć elementy robocze turbosprężarki i wygenerować koszty regeneracji przekraczające 1000 złotych.