Mimo chorych cen nie zwlekaj z tankowaniem. Kontrolka rezerwy to ostatni dzwonek

Obecne ceny paliw są... chore! Niestety kierowcy nie mają wyjścia. Muszą płakać i płacić. Szczególnie że kontrolka rezerwy to ostatni dzwonek. Ostatni dzwonek, który chroni kierowcę przed poważnymi awariami.

Porady motoryzacyjne i nie tylko znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.

Nie po raz pierwszy w historii ceny paliw drastycznie rosną. Tak było m.in. na początku nowego millenium, gdy litr benzyny wystartował od nieco ponad 2 zł i zbliżył się do 4 zł. Pamiętam z tego okresu m.in. humorystyczny obrazek, na którym koło dystrybutora rysownik ustawił punkt kredytowy. I choć od tego momentu minęły blisko dwie dekady, dziś jest on tak samo aktualny jak wtedy! W końcu cena benzyny czy oleju napędowego przebiła rekordową granicę na poziomie 6 zł, a litr gazu na wielu stacjach kosztuje grubo powyżej 3 zł.

Zobacz wideo Ford Mustang Mach-E w teście Moto.pl. Co potrafi elektryczny Mustang na szczudłach?

Płacz i płać, a do tego... tankuj regularnie!

Najokrutniejsza prawda związana z drożejącymi paliwami niestety jest taka, że kierowcy... niewiele mogą na to poradzić. Nie ma bowiem alternatywny w sytuacji, w której ktoś kupił auto o napędzie spalinowym. Czasami też nie da się np. po prostu odstawić samochodu na parking – bo służy do wożenia dzieci do szkoły czy dojazdu do pracy. Trzeba zatem płakać i płacić. I to dosłownie. Bo z tankowaniem nie ma co zwlekać. Raz, że ceny zmieniają się często codziennie. Dwa, że jazda na rezerwie grozi poważną i kosztowną... awarią!

Producenci i mechanicy odradzają technikę polegającą na wyjeżdżaniu paliwa do zera. Rezerwa ma się przydawać w wyjątkowych sytuacjach i ratować kierowcy życie np. w rejonach, w których niełatwo spotkać stację paliwową. Jeżeli kierujący porusza się po mieście – w którym dostęp do tzw. CPN-ów jest łatwy, powinien dolewać napędu za każdym razem, gdy pływak wskaże 1/4 pojemności zbiornika, ewentualnie nieznacznie mniej. Optymalnie w tej sytuacji najlepiej jest zatankować samochód do pełna.

Lubisz jeździć na rezerwie? Uważaj na rudą!

Ciągła jazda na rezerwie prowadzi do szeregu usterek, z których pierwsza dotyczy korozji zbiornika. Nadal spotykane są pojazdy, w których bak jest wykonany z metalu. Jeżeli kierowca nie będzie go tankował do pełna, w górnej części zbiornika zacznie się kumulować wilgoć, która prędzej lub później zainicjuje procesy korozyjne wewnętrznego poszycia. I skutki takiego stanu rzeczy będą dwa. Po pierwsze pojawią się dziury w zbiorniku – przez które paliwo może się przelewać. Po drugie fragmenty skorodowanej blachy zanieczyszczą paliwo – w efekcie zatkają przewody paliwowe oraz np. wtryskiwacze.

Zanieczyszczenia – i to pochodzące nie tylko z fragmentów korozji – są jednym z głównych zagrożeń czekających na kierowców uwielbiających jazdę na rezerwie. Bo na dnie zbiornika osiadają także osady wlewane do baku razem z paliwem. Na im "głębszej" rezerwie jedzie kierowca, tym więcej jest ich zaciąganych do układu zasilania. Z czasem może zatem dojść do zatkania filtra paliwowego, ewentualnie jednego z wtryskiwaczy.

Bo gdy paliwa jest mało, pompa stopniowo zaciera się

Niski poziom paliwa oznacza, że będą momenty w czasie jazdy, w których układ paliwowy nie będzie w stanie wyciągnąć benzyny czy oleju napędowego z baku. Tak się stanie np. w ostrym zakręcie czy na górce. Objawem może być delikatne poszarpywanie silnika, zapowietrzenie układu paliwowego, ewentualnie... zatarcie pompy paliwowej. Pompa nie tylko prowadzi paliwo do układu wtryskowego, ale przede wszystkim paliwem jest smarowana. Gdy zatem pracuje na sucho, zaciera się. Kierowca musi w takim przypadku mechanizm wymienić lub regenerować. Nowa pompa do starszych aut kosztuje często 60 – 70 zł. W nowoczesnych potrafi być wyceniana nawet na 500 czy 600 zł.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.