20 lat temu wystarczyło mieć 20 tysięcy zł, żeby móc kupić nowy samochód w salonie. W tej cenie mogliśmy kupić Daewoo Tico, a dokładając tysiąc zł - Fiata Seicento. Najtańszym samochodem, który był wówczas do kupienia w Polsce, był Fiat 126. Za Malucha trzeba było wówczas zapłacić około 12 tysięcy zł. Obecnie ceny, jakie Maluchy osiągają w internecie, są znacznie większe.
Dziś posiadając budżet 20 tys. zł możemy znaleźć wiele ciekawych ofert sprzedaży samochodów używanych z różnych segmentów. W tej kwocie spokojnie uda nam się kupić Renault Lagunę, Opla Astrę, Mercedesa klasy E czy Skodę Octavię
– podpowiada Marcin Korzeniewski z Autoplac.pl. Jednak o nowym samochodzie za tę kwotę mowy nie ma. Należąca do jednych z najtańszych aut na rynku Toyota Aygo to dziś wydatek minimum 45 tys. zł. Minimum 43 tys. zł trzeba zapłacić za nową Dacię Sandero i Citroena C1. Tańszy jest Hyundai i10, do kupienia za 42 tys. zł, a najtańsza na rynku i jedyna, która nie przekracza bariery 40 tys. zł jest Kia Rio (39 990 zł).
20 lat temu do grona nowych aut poniżej 30 tysięcy, które moglibyśmy kupić, zaliczają się również Daewoo Matiz, Kia Pride (niecałe 24 tys. zł), Fiat Uno, Łada Samara (lekko powyżej 24 tys. zł). Nieco drożej wyniósłby zakup Suzuki Swift, Fiata Siena i Hyundai Atos – niecałe 30 tys. zł.
Jeszcze w 2000 roku można było kupić duży samochód za rozsądne pieniądze. Na auto z klasy średniej trzeba było przeznaczyć 60 tys. zł, a w tej cenie spokojnie zakupilibyśmy Forda Mondeo (od 55 tys. zł), Toyotę Avensis (od 58 tys. zł), Nissana Primera (od 53 tys. zł). Za nieco więcej kupilibyśmy upragnionego w tych czasach Volkswagena Passat w cenie od 65 tys. zł. Trzeba jednak mieć na uwadze, że w 2000 roku kwota 60 tys. zł to był budżet, o którym niewielu Polaków mogło nawet marzyć.
Za kwotę 60 tys. zł obecnie można również kupić samochód z klasy średniej, tyle tylko że używany. W tej cenie klient będzie w stanie znaleźć nawet marki premium, np.: Audi Q5 czy Audi A6, a nawet BMW 5 – komentuje Marcin Korzeniewski z Autoplac.pl
W 2000 roku za Audi A6, BMW Serii 5 czy Mercedesa Klasy E należało zapłacić 150 tys. zł. Dziś mówilibyśmy o kwotach od 300 tys. zł. Limuzyny jak Audi A8 czy Mercedes Klasy S kosztowały 300 tys. zł, obecnie za nowe Audi A8 musielibyśmy zapłacić już nawet 600 tys. zł.
Pamiętajmy jednak, że luksus w 2000 roku oznaczał skórzaną tapicerkę, regulowane fotele, tempomat i klimatyzację. Dziś w autach miejskich mamy już do wyboru asystentów pasa ruchu, parkowania, klimatyzację, poduszki powietrzne, a do tego ekran komputera, cyfrowe wskaźniki, wyświetlacze. Od samochodów luksusowych oczekujemy znacznie więcej – a nawet tego, że nie będziemy musieli ich samodzielnie prowadzić, system zrobi to za nas
– podsumowuje Marcin Korzeniewski.