Europa wciąż zmaga się ze skutkami ubiegłorocznego lockdownu. Mimo wzrostu liczby rejestracji aut osobowych o 27 proc. r/r, wciąż była o 23 proc. poniżej rezultatu uzyskanego w pierwszej połowie 2019 r. Warto pamiętać, że odnoszenie danych tegorocznych do ubiegłorocznych nie ma większego sensu ze względu na drastyczne - spowodowane wybuchem pandemii - spadki sprzedaży samochodów w pierwszej połowie 2020 r. Dlatego tegoroczne liczby powinniśmy porównywać z 2019 r. Czemu sprzedaż jest tak niska? Główną przyczyną wcale nie jest niski popyt (wręcz przeciwnie!), a brak komponentów.
Problemy z dostępnością aut wynikają z konieczności ograniczania ich produkcji, a głównym powodem jest wciąż zaburzony proces dostaw chipów. Przyczyn takiej sytuacji w branży motoryzacyjnej jest kilka. Po pierwsze, podczas pandemii producenci półprzewodników przestawili się na dostawy dla branż o rosnącym popycie, po tym jak gwałtownie zmalało zapotrzebowanie na chipy w sektorze automotive. Po drugie miały na to wpływ zdarzenia losowe powodujące awarie w fabrykach w Teksasie i Japonii czy susza na Tajwanie. Do nich doszły kwestie mocy wytwórczych poszczególnych komponentów oraz skutków pandemii w krajach Azji. Raz zerwane łańcuchy dostaw trudno przywrócić. Producenci nie mogą produkować tylu nowych samochodów, ilu potrzebują klienci - stąd coraz większe kolejki w salonach i wydłużający się czas oczekiwania. U niektórych problemy są na tyle poważne, że nawet trudno określić, kiedy dane auto przyjedzie do kierowcy. Czasem wystarczy dobrać w konfiguratorze jedną opcję, aby czas dostarczenia auta wydłużył się o kilka miesięcy.
Chevrolet Tahoe w fabryce GM w Arlington fot. GM/Jim Frenak-FPI Studios
Niektóre nowe samochody znajdują się na tzw. placu, czekając na klientów, więc jeśli pasuje wam konkretna konfiguracja, to wciąż da się kupić samochód od ręki. Dla priorytetowych modeli w gamie producenci rezerwują części, aby zainteresowani nimi kierowcy nie odczuli skutków kryzysu. Ale nie dla wszystkich.
Dlatego warto zainteresować się programami sprzedaży przez marki nowych samochodów używanych. To alternatywa dla zakupu nowego samochodu i klasycznego rynku wtórnego. Nie trzeba przeszukiwać stron z ogłoszeniami czy jechać do komisu, żeby znaleźć używany samochód w dobrej cenie. Już od jakiegoś czasu marki proponują klientom przeróżne formy finansowania. Wiele osób decyduje się na abonament, leasing albo kredyt i jeździ nowym samochodem, płacąc miesięcznie ułamek jego wartości. Po dwóch-trzech latach takie auto wraca do salonu. Może się okazać więc znakomitą okazją dla kolejnego kierowcy. To przecież wciąż nowy samochód, w dodatku regularnie serwisowany, sprawdzony przez specjalistów i sprzedawany dalej przez zaufaną markę. Takie programy ma coraz więcej producentów, a niedługo będzie miał każdy. Przeróżne formy finansowania i użytkowania samochodów stają się coraz popularniejsze.
W Polsce swój program sprzedaży nowych samochodów używanych już od dłuższego czasu rozwija choćby Volvo, producent najpopularniejszego modelu klasy premium nad Wisłą, SUV-a XC60. Na przykładzie szwedzkiej marki sprawdźmy, jakie zalety ma takie rozwiązanie:
Volvo wzięliśmy za przykład, ale bardzo podobne programy mają też inni producenci premium. Choćby Audi z Select, BMW z Premium Selection czy Mercedes-Benz z własnym Certified. Wszystkie działają na podobnej zasadzie. Sprawdzona oferta uznanego producenta staje się tym bardziej ciekawa, kiedy spojrzymy na rynek samochodów używanych z szerszej perspektywy. Kryzys dotknął nie tylko nowe auta.
Duży popyt spotyka się z małą podażą, dokładnie tak jak na rynku nowych samochodów. Sierpień był kolejnym miesiącem spadków liczby ofert na rynku samochodów używanych. W porównaniu do ubiegłego roku, liczba ofert skurczyła się o prawie 37 tys., do 199 tys. - wynika z wyliczeń jednego z największych graczy na rynku. W sierpniu 2021 r. zanotowano spadek liczby ofert aż o 15,5 tys. względem lipca. Pod uwagę wzięto auta oferowane w komisach, i w internecie, i u dealerów, a zatem reprezentujące cały rynek. Odczuwają to kierowcy - samochód znaleźć o wiele trudniej, a ceny rosną. Niezależnie od segmentu, wieku i przedziału cenowego.
Niedobory samochodów to problem niezależnie od ich wieku.
Zdjęcie ilustracyjne Fot. Shutterstock
W krótkim i średnim terminie kluczową kwestią dla przemysłu samochodowego pozostaje szybkość powrotu dostaw półprzewodników do poziomu pokrywającego zapotrzebowanie branży. Pod względem popytu sytuacja w branży wygląda pozytywnie, Komisja Europejska przewiduje tegoroczny wzrost PKB we wspólnocie o 4,8 proc., a przyszłoroczny o 4,5 proc. Rośnie deklarowana skłonność europejskich konsumentów do zakupu samochodu w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Czy branża będzie gotowa sprostać oczekiwaniom kierowców? Na to pytanie wciąż nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, a wiele zależy od konkretnego producenta. Kiedy wrócimy do normalności, nikt nie wie. Wiemy za to, że w kolejnych miesiącach powinniśmy odnotować poprawę. Ostrożne szacunki ekspertów mówią, że wzrost wolumenów produkcji samochodów osobowych w Europie wzrośnie o 8 proc. w 2021 r. i 12 proc. w 2022 r.
Sytuacja będzie się powoli normować także na rynku wtórnym. Aktualny kryzys to jednak ogromna szansa dla takich programów jak Volvo Selekt. Teraz stanowią ciekawą alternatywę, ale nie przestaną nią być, kiedy kryzys się zakończy, a na pewno zyskają na popularności. Mają na tyle zalet i kuszą dobrą ceną, że zainteresują wielu polskich kierowców. To świetna okazja na jeżdżenie wciąż nowym samochodem bez przejmowania się, że wpadniemy w pułapkę, kupując wadliwy egzemplarz. Dla konsumentów to znakomita wiadomość. Kolejna opcja oznacza większy wybór, a ten zawsze działa na korzyść kierowców.