Dłużej nie jeździłeś samochodem? Nie przekręcaj od razu kluczyka. Odpalamy auto po postoju

Trwająca w najlepsze pandemia przewróciła życie wielu z nas do góry nogami, zmuszając do całkowitej zmiany przyzwyczajeń i codziennych rytuałów. Jeszcze do niedawna, dla wielu osób to właśnie samochód był podstawowym środkiem lokomocji, bez którego nie da się sprawnie funkcjonować, realizując codzienne obowiązki. W wielu przypadkach start pracy zdalnej oznaczał nawet kilkumiesięczne postoje tysięcy pojazdów. Aby ponowna eksploatacja nie odbiła się na nim negatywnie, warto sprawdzić kilka kluczowych elementów.

Żaden samochód nie został stworzony z myślą o długich postojach. Jego zadaniem jest możliwe częsta jazda. Przed uruchomieniem czeka nas sprawdzenie chociażby poziomu płynów eksploatacyjnych. Podstawową i banalnie prostą czynnością jest kontrola poziomu oleju silnikowego, płynu chłodniczego czy hamulcowego. Ewentualne braki należy niezwłocznie uzupełnić preparatem tej samej klasy. Jeśli wystąpiły ubytki, warto w miarę możliwości sprawdzić czy nie pojawił się wyciek. Charakterystyczne plamy środka smarnego lub innych tłustych substancji pod samochodem gwarantują wystąpienie problemu w niedalekiej przyszłości. W takiej sytuacji należy bezzwłocznie skonsultować się z mechanikiem i umówić się na usunięcie usterki.

Warto pamiętać, że poza szczelnością układu chłodzenia, to właśnie ilość i stan płynu chłodniczego ma decydujące znaczenie. Po latach eksploatacji traci on swoje właściwości - obniża się jego temperatura wrzenia jak i podwyższa temperatura zamarzania. W efekcie, latem znacznie łatwiej o przegrzanie jednostki, zaś zimą może dojść w skrajnej sytuacji do zamarznięcia cieczy w układzie, co może się zakończyć nawet pęknięciem bloku silnika.

Zobacz wideo Potrącił kobietę na przejściu i uciekł. 61-latka trafiła do szpitala, a policja szuka świadków

Jedyny łącznik z asfaltem

Kolejnym etapem jest sprawdzenie ciśnienia w oponach. Po kilku tygodniach różnice między poszczególnymi kołami mogą być znaczące. Ogromne znaczenie mają warunki w jakich trzymamy pojazd i oczywiście stan samego ogumienia. Dostępnymi w marketach czy stacjach paliw pompkami wyrównamy ciśnienie do zalecanego poziomu. Tym samym unikniemy przykrej niespodzianki w czasie pierwszej jazdy w postaci pływania auta po drodze czy ściągania na jedną stronę. Dłuższy postój może też odkształcić gumę, co wywoła lekkie wibracje na kole sterowym. Gumowa mieszanka potrzebuje przynajmniej kilkunastu kilometrów, by powrócić do pierwotnego kształtu.

Trzeba też mieć świadomość, że nieprawidłowe ciśnienie wiąże się z nierównomiernym zużyciem bieżnika i istotnie wpływa na trakcję samochodu. Dla własnego bezpieczeństwa, należy używać manometru przynajmniej raz na dwa tygodnie i przed każdą dłuższą trasą. Przy okazji kontroli ciśnienia, warto przyjrzeć się jedynemu łącznikowi z asfaltem. Mowa tu przede wszystkich o odklejającym się bieżniku, plamach i odparzeniach, przecięciach i rozdarciach boków doprowadzających do zniszczenia nitek osnowy, a także okrycia drutówki. Ten ostatni element stanowi łącznik mocujący gumę do felgi. Tego typu uszkodzenia dyskwalifikują oponę z dalszej eksploatacji, a na bezpieczeństwie nie można oszczędzać.

Problem z hamulcem

Czasy się zmieniły i na kursach na prawo jazdy zaleca się zaciąganie hamulca ręcznego. O ile w nowym samochodzie problemy nie powinny występować, o tyle w kilkuletnim pojeździe nie warto ryzykować. Wynika to z faktu, że system oparto na niezbyt skomplikowanej korelacji dźwigienek i linek. Po latach eksploatacji w różnych warunkach, pancerzyki osłaniające linki stają się nieszczelne, co skutkuje przedostawaniem się do środka wilgoci, a także nieczystości.

Jeśli hamulec nie chce puścić, pierwszym i jednocześnie najmniej profesjonalnym rozwiązaniem jest kilkukrotne uderzenie na przykład drewnianym klockiem w unieruchomione koło. Może się zdarzyć, że problem tkwi w zapieczonej dźwigience albo samoregulatorze, który pod wpływem uderzenia odpuści. Ta metoda jednak rzadko przynosi pozytywny rezultat, ale próbować warto.

Próba odblokowania koła podczas jazdy też nie przyniesie niczego dobrego. Ciepło wytworzone przez tarcie nie zlikwiduje problemu i dość szybko wygeneruje dodatkowe usterki. Jeżeli auto na tylnej osi ma hamulce bębnowe, trwałemu uszkodzeniu ulegnie ten mechanizm i konieczna stanie się pomoc wyspecjalizowanego warsztatu. Usunięcie awarii wymusi wezwanie lawety i wymianę uszkodzonych elementów, co będzie kosztować przynajmniej kilkaset złotych. Lepiej zawczasu wezwać mechanika lub skorzystać z opcji assistance w ubezpieczeniu i odholować pojazd do specjalisty.

Problem z akumulatorem

Aby akumulator funkcjonował bez zarzutu, należy regularnie go kontrolować. Zachodzące w nim reakcje chemiczne mogą sprawić, że po pewnym czasie zacznie ubywać w nim wody i tym samym elektrolitu. W obsługowych, starszego typu bateriach, poziom tego płynu trzeba samodzielnie wyrównywać. W tym celu wystarczy podnieść pokrywę i uzupełnić niedobory w taki sposób, by pokryły płyty akumulatora. Warto pamiętać, że elektrolit jest silnie żrącym roztworem kwasu siarkowego, więc jakikolwiek kontakt może być niebezpieczny dla zdrowia.

Jeśli producent nie przewidział możliwości zdejmowania pokrywy, oznacza to, że w akumulatorze znajdują się maty absorbcyjne uniemożliwiające uzupełnienie jakichkolwiek niedoborów. Po kilku tygodniach/miesiącach postoju, możemy być pewni, że bateria odmówi posłuszeństwa.

Jeśli stan głębokiego rozładowania nie trwał zbyt długo, można próbować ratować akumulator. Prostowniki z mikroprocesorem (2-3-krotnie droższe od standardowych) są w stanie naładować nawet takie baterie, które wielu spisało już na straty. Możemy też posiłkować się kablami rozruchowymi albo pomocą boostera. Jeśli z zasięgu wzroku nie dostrzeżemy życzliwego sąsiada, warto skorzystać z uprzejmości korporacyjnego taksówkarza. Za taką usługę zapłacimy około 20-30 zł.

Ruszamy na trasę testową

W końcu udało się ożywić silnik po tygodniach letargu. Zanim jednak ruszymy w drogę, należy dać mu popracować na biegu jałowym przez 2-3 minuty. Wszystko po to, by środek smarny wypełnił wszelkie newralgiczne przestrzenie. To samo dotyczy skrzyni biegów, zatem warto ustawić drążek w trybie neutralnym.

Pierwsze kilkaset metrów po kilku tygodniach może nie napawać optymizmem. Długi postój prawie zawsze wiąże się z pokryciem tarcz hamulcowych rdzawym nalotem. Po ruszeniu możemy usłyszeć charakterystyczne, niepokojące chrobotanie - rdza trze o powierzchnię klocków hamulcowych, co po pewnym czasie ustanie. Niekiedy możemy odczuwać nierówną pracę silnika wynikającą z obecności wilgoci w układzie paliwowym. Także i ten objaw ustąpi po kilku kilometrach po pełnym rozgrzaniu jednostki. Pamiętajmy, aby przed osiągnięciem temperatury roboczej nie forsować motoru pracą na wysokich obrotach. Powszechne „przedmuchanie" silnika przyniesie tylko negatywne skutki dla jego wytrzymałości i trwałości.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

Jeśli auto ruszyło i mamy pewność, że przy kolejnej próbie akumulator nie odmówi posłuszeństwa, możemy skupić się na drobiazgach. To przede wszystkim pióra wycieraczek, do których po dłuższym postoju zapewne przywarła solidna warstwa piasku i innych nieczystości. Udajmy się na ręczną myjnię i opłuczmy auto. Usuniemy też tym samym ptasie odchody będące na dłuższą metę żrącym czynnikiem dla lakieru. Ich nie można bagatelizować.

Podsumowując, ilość pracy jaką musimy włożyć w ponowne uruchomienie auta po długim postoju zależy w ogromnej mierze od miejsca parkowania i sposobu, w jaki przygotujemy nasz pojazd do tego czasu. Oczywiście, najłatwiej mają właściciele ogrzewanych garaży. W każdym przypadku, ogromną wartość ma zabezpieczenie karoserii i zatankowanie zbiornika paliwa do pełna. Jeśli wiemy, że auto dłużej postoi, warto podłączyć akumulator do prostownika i uruchomić tryb snu zimowego. Zyskamy pewność, że bateria nie odmówi posłuszeństwa, a sam element nie straci na wytrzymałości.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.