Kariera automatycznej skrzyni biegów w Polsce nieśmiało zaczęła się na początku nowego millenium. To wtedy kierowcy w naszym kraju przestali traktować ją jako bezsensowny dodatek nabijający wyłącznie rachunek opłacany u dealera, a odkryli wygodę związaną z jej eksploatacją. Skutek? Dziś jest chętnie wybierana, a już niedługo być może stanie się standardem - Mercedes czy Volkswagen oficjalnie mówią o wycofywaniu się z manuali. I to bez wątpienia świetna informacja. Dopóki oczywiście nie... dojdzie do awarii pojazdu. Bo wtedy automat może oznaczać poważny problem.
Jeżeli z uwagi na usterkę lub kolizję, silnika w aucie nie da się odpalić, nie da się też odblokować dźwigni przekładni z biegu P na N. A to oznacza, że samochodu nie można przepchnąć np. na pobocze czy wciągnąć na lawetę. Powód? W pozycji P odcinany jest napęd, ale i odbywa się blokada osi napędzanej. Całe szczęście producenci motoryzacyjni przewidzieli taki scenariusz. I postanowili przygotować na niego kierowcę.
Zaraz nad dźwignią automatycznej skrzyni biegów w pojeździe na ogół znajduje się przycisk lub szczelina pozwalająca na awaryjne odblokowanie przekładni. W jej okolicy może zostać umieszczony napis "shift lock". Przy przycisku sytuacja jest oczywista. Co jednak ze szczeliną? W tą należy wepchnąć grot kluczyka - wtedy nastąpi zwolnienie blokady. Odblokowanie przekładni sprawi, że kierowca będzie mógł przestawić dźwignię z pozycji P na N. A to pozwoli na odblokowanie kół i zepchnięcie auta z drogi.
Na koniec drobna uwaga praktyczna. Dużo lepszym pomysłem jest stosowanie szczelin, a nie przycisków odblokowujących przekładnię automatyczną. I powód jest oczywisty. W przypadku szczeliny działanie nie może być przypadkowe - kierowca musi intencjonalnie użyć grotu. Nieco inaczej sytuacja wygląda jeżeli chodzi o przycisk. W tym przypadku jego naciśnięcie może być przypadkowe - np. przez dziecko bawiące się w kabinie zaparkowanego pojazdu.