Jest sezon wakacyjny, a to oznacza natężony ruch na drogach. To jednak nie przeszkadza szeryfom drogowym w wymierzaniu sprawiedliwości innym kierowcom. W efekcie widok auta jadącego lewym pasem na autostradzie z prędkością 80 czy 90 km/h nie jest obcy w Polsce. W takiej sytuacji kierowcy jadącemu z tyłu mają prawo puścić nerwy. Tylko tak właściwie jedynym co może zrobić, to wyprzedzić celowego zawalidrogę z prawej strony. Taki manewr co prawda jest dopuszczony przez przepisy, ale nie w każdym przypadku.
Zasady ruchu drogowego mówią jasno. Na drodze dwukierunkowej z dwoma pasami ruchu, kierujący może wyprzedzić inny pojazd prawym pasem, jednak wyłącznie w terenie zabudowanym. Poza terenem zabudowanym wyprzedzanie z prawej jest możliwe dopiero wtedy, gdy szlak zostanie rozbudowany i będzie się składał z trzech pasów ruchu. Nieco inaczej sytuacja wygląda na drogach jednokierunkowych. Tu bez względu na rodzaj terenu przy co najmniej dwóch pasach możliwe staje się wyprzedzenie z prawej strony.
I w tym punkcie wszystko mogłoby się wydawać jasne. Niestety takie nie jest. Bo choć ustawa Prawo o ruchu drogowym liczy aż 307 stron, nie wszystkie pojęcia pojawiające się w niej są jasne i klarowne. Skutkiem jest dylemat dotyczący tego, czy na autostradzie można wyprzedzić drogowego szeryfa prawym pasem. Z czego wynikają rozbieżne stanowiska? Tak naprawdę już z samej definicji autostrady. Art. 2 pkt 3 w/w ustawy stwierdza, że jest to droga dwujezdniowa. Nie jest jednak doprecyzowane, czy mówimy o drodze dwujezdniowej, na której każda z jezdni ma status drogi jednokierunkowej. I wątpliwości nie rozwiewa znak C-5 "Nakaz jazdy prosto" stawiany na autostradach - nie rozjaśnia jednokierunkowości jezdni.
Status każdej z jezdni autostrady jest o tyle kluczowy, że to na podstawie kryterium jednokierunkowości można ocenić, czy prawym pasem da się wyprzedzać już na drodze dwu-, czy dopiero trzypasmowej.
Doprecyzowania pojęcia autostrady można poszukiwać w rozporządzeniu dotyczącym warunków technicznych stawianych przed drogami (konkretnie par. 14, ust. 1 pkt 1). To stwierdza, że autostrada musi się składać z co najmniej dwóch jezdni i każdą przeznaczoną dla jednego kierunku. Bardzo podobna interpretacja wynika zresztą z Konwencji Wiedeńskiej. I gdy już mogłoby się wydawać, że problem został rozwiązany - tak, autostrada to dwie jezdnie jednokierunkowe - sprawa zaczyna się komplikować. Bo zdaniem części prawników rozporządzenie określające warunki techniczne w żaden sposób nie może się stać wyznacznikiem zasad ruchu drogowego. A to oznacza powrót do punktu wyjścia...
Komplikacje związane z kwalifikacją poszczególnych jezdni autostrady można byłoby rozwiązać na dwa sposoby. Pierwszym jest droga legislacyjna. Wystarczyłoby przygotować nowelizację ustawy Prawo o ruchu drogowym, w której pojawiłoby się doprecyzowanie pojęcia autostrady. Ustawodawca mógłby ją nazwać np. drogą dwujezdniową, na której każda jezdnia jest jednokierunkowa. Drugie z rozwiązań dotyczy wytyczania samych szlaków. Aby uprościć sytuację, zaraz za każdym z wjazdów na autostradę należałoby umieścić znak D-3 "Droga jednokierunkowa". Bez wdrożenia któregoś z remediów, na drogach mamy spory bałagan, na którym tracą przede wszystkim kierowcy.
Może się okazać, że kierowca, który nie wytrzyma powolnej jazdy szeryfa drogowego na autostradzie dwupasmowej i zdecyduje się wyprzedzić go z prawej strony, zostanie zatrzymany do kontroli drogowej. A jej skutkiem stanie się mandat. Za wyprzedzanie z niewłaściwej strony policjanci zaproponują kierowcy 200 zł i 3 punkty karne. Co zrobić wtedy? Kierujący może powoływać się na korzystną dla siebie interpretację przepisów i udowadniać, że jezdnia na autostradzie de facto jest jednokierunkowa. Gdy okaże się wystarczająco przekonujący, być może funkcjonariusze odstąpią od ukarania. Być może, bo równie dobrze sprawę będzie musiał rozstrzygnąć dopiero sąd...