Piłkarze słyną z zamiłowania do ekskluzywnych, drogich i sportowych samochodów. Nie tylko piłkarze, ale o nich w świecie sportu mówi się najczęściej. Lionel Messi, argentyński piłkarz, który sześć razy zdobył Złotą Piłkę – nagrodę dla najlepszego piłkarza na świecie, 1 lipca zakończył swój kontrakt z klubem FC Barcelona.
Jednym z najdroższych aut w kolekcji Messiego jest wylicytowane w 2016 roku zabytkowe, wyścigowe Ferrari 335 S Spider Scaglietti. Mówi się, że podczas aukcji zabytkowych pojazdów w Paryżu samochód sprzedano za zawrotną kwotę 32 milionów euro (bijąc poprzedni rekord o trzy miliony). Tym samym Ferrari z 1957 roku stało się najdroższym wylicytowanym samochodem na świecie. Messi o zakup unikatowego Ferrari rywalizował m.in. z Cristiano Ronaldo, który też ostrzył sobie zęby na włoskiego roadstera.
Podobno ulubionym samochodem Messiego przez lata było Maserati Gran Turismo MC Stradale. Włoskie auto wyposażone w silnik V8 o pojemności 4,7 litra generuje 450 KM i rozpędza się do 100 km/h w 4,5 sekundy. W 2017 roku pojawiła się informacja, że Messi sprzedaje swoje Maserati w jednym z niemieckich komisów. Podobno auto wystawiono za 120 tys. euro. Inne źródła mówiły, że Argentyńczyk podarował wóz swojemu bliskiemu przyjacielowi za namową żony. Partnerka Messiego miała bać się o niego gdy jeździł włoskim Gran Turismo (widocznie przez wcześniejsze cztery lata nie miała takich obaw).
Z innych "życiowych" samochodów, w garażu Messiego swego czasu stało Audi Q7, którym wygodnie podróżował ze wspomnianą małżonką Antonellą i synami Thiago i Mateo (jeszcze przed narodzinami najmłodszego, trzyletniego obecnie Ciro). Później rodzina argentyńskiego piłkarza zmieniła familijny wóz na Range Rovera Vogue. W niektórych kręgach model ten jest określany jako najwygodniejszy SUV w historii.
A jakie było pierwsze auto Lionela Messiego? Biały, niepozorny MINI Cooper Cabrio. Napastnik Barcelony podobno bardzo go polubił ze względu na praktyczność i małe rozmiary (z tym trudno się spierać). Jednak najdziwniejszym i najmniej spodziewanym modelem w garażu słynnego piłkarza była (albo jest nadal, kto wie...) Toyota Prius. Spokojnie. Argentyńczyk nie poszedł do salonu Toyoty i nie kupił prawdopodobnie najnudniejszego samochodu hybrydowego na świecie z własnej woli, tylko dostał go od japońskiego producenta. Szary Prius kosztował wówczas około 20 tys. dolarów. Oznacza to, że zamiast klasycznego wyścigowego Ferrari o którym pisaliśmy na początku, Messi mógłby sobie kupić... 1800 Priusów.
W garażu Leo Messiego znalazła się też Pagani Zonda, auto warte blisko półtora miliona dolarów, które pierwszą setkę na liczniku osiąga po 3,8 sekundy. Znajdziemy tam też takie "oklepane" wśród piłkarzy propozycje jak Audi R8 V10, R8 Spyder czy Ferrari F430 Spider. Na tle Diego Maradony, który poruszał się po ulicach opancerzoną ciężarówką Hunta Overcormer, nie jest to chyba zbytnia ekstrawagancja.