Fotoradary, ręczne radary i laserowe mierniki prędkości muszą przejść badania homologacyjne przed dopuszczeniem ich do użytkowania. I te kończą się wynikiem pozytywnym w sytuacji, w której urządzenie w warunkach drogowych i przy prędkościach do 100 km/h nie myli się o więcej niż 3 km/h na plus lub minus (co daje w sumie 6 km/h możliwej rozbieżności). Założenie odchyleń jest jak najbardziej normalne. To tylko urządzenia elektroniczne, które jak najbardziej mogą się mylić. I sytuacja jest standardem także za granicą.
W Europie Zachodniej problem precyzji pomiarów jest jednak niwelowany w pewien sposób. Otóż podczas pomiaru od wyniku wskazanego przez urządzenie automatycznie odliczana jest dopuszczalna granica błędu. I tak, gdy kierowca jedzie np. 83 km/h, jako realną prędkość zalicza mu się 80 km/h. Taki system jest bez wątpienia sprawiedliwy. Prowadzący nie może się bowiem powoływać na błąd pomiaru, a tym samym podważać zasadności wlepienia kary.
Co w Polsce? W naszym kraju służby są zdecydowanie mniej wyrozumiałe. Jak ręczny radar pokazuje 83 km/h, to za taką prędkość karany jest kierowca. I o ile w przypadku pomiarów kończących się cyfrą 4, 5, 6 czy 7 wątpliwości nie ma, o tyle może się okazać, że odliczenie założonego błędu pomiarowego mogłoby zadecydować o niższym mandacie lub np. zachowaniu przez kierowcę prawa jazdy przy pomiarach granicznych.
Gdy kierowca jedzie 83 km/h na "pięćdziesiątce", teoretycznie zasługuje na mandat wynoszący od 200 do 300 zł i 6 punktów karnych. Gdyby od wyniku odliczyć błąd pomiarowy na poziomie 3 km/h, mandat spadłby do kwoty od 100 do 200 zł, a ilość punktów zmniejszyłaby się do 4. Jeszcze większy problem pojawia się w mieście. Jeżeli zarejestrowana prędkość auta to 103 km/h, w teorii prowadzący dostanie od 400 do 500 zł mandatu, 10 punktów karnych i straci na 3 miesiące prawo jazdy. Gdyby od wyniku odliczyć 3 km/h, zakończyłoby się jedynie na mandacie.
I żebyście nas dobrze zrozumieli. Wcale nie zależy nam na tym, aby można było jeździć szybciej - szczególnie w ruchu miejskim. Bardziej chodzi o elementarną sprawiedliwość. Chodzi o to, aby w głos zasady państwa prawa prowadzący był karany dokładnie za to wykroczenie, które popełnił. A nie wykroczenie plus 3 km/h możliwego błędu pomiarowego.
W całej sytuacji problem jest jeszcze jeden. Choć błędy pomiarowe są zapisane w przepisach homologacyjnych, tak naprawdę przy pomiarze granicznym kierowca nie ma zbyt dużego wyboru. Decyzja policjanta jest decyzją policjanta. Jedyna opcją jest zatem brak zgody na mandat i skierowanie sprawy do sądu. Tam kierowca może starać się powoływać na zapisany w przepisach błąd pomiarowy i liczyć na większą wyrozumiałość sędziego.
Na koniec jeszcze jedna konkluzja. Przed odrzuceniem mandatu warto zastanowić się nad tym czy... gra jest warta świeczki. Gdyby kierowca miał stracić prawo jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w terenie zabudowanym lub z uwagi na przekroczenie dozwolonej ilości punktów karnych, z pewnością tak. W sytuacji, w której chce walczyć jedynie o obniżenie kary o 100 zł, przewlekłe postępowanie sądowe może się po prostu nie opłacać. I pewnie na taki rachunek zysków i strat liczą przedstawiciele Policji i ITD.