Prawidłowe użytkowanie silnika może znacząco wydłużyć czas jego bezproblemowej pracy, a także zapobiec wielu awarii. Uszkodzenie turbosprężarki może się objawiać spadkiem mocy i ubywaniem oleju napędowego, a jej wymiana kosztować nawet kilka tysięcy złotych. Taniej wyjdzie regeneracja, ale to też spore koszty. Których często da się uniknąć. Wyłączanie silnika zaraz po zakończeniu jazdy sprawia, że odcinamy dopływ środka smarującego do turbiny. Zwykle przekręcenie kluczyka lub wyłączenia auta przyciskiem nie zrobi mu nic złego. Są jednak sytuacje, w których powinniśmy dać się mu schłodzić.
Jak schłodzić turbosprężarkę? To nic trudnego. Po prostu po zaparkowaniu samochodu na miejscu nie wyłączajcie silnika przez chwilę. Po krótkiej pracy na niskich obrotach uda mu się zadbać o wszystkie wrażliwe elementy, tak żeby w przyszłości uniknąć usterki. Po dynamiczniejszej lub wyjątkowo uciążliwej dla silnika jeździe w mieście na krótkim dystansie w zupełności powinno wystarczyć 30 sekund. Eksperci zalecają odczekanie 90 sekund, jeśli była to sportowa jazda (np. na torze albo podczas jakiś zawodów) albo długotrwała z wysokimi prędkościami. I nie chodzi wcale o przekraczanie prędkości. Dłuższa trasa 120-140 km/h również może się odbić negatywnie na kondycji jednostki napędowej. Dlatego tutaj powinniście dać jej trochę więcej czasu.
Na drodze szybkiego ruchu przed zjazdem do MOP-u lub na stację benzynową warto odpuścić gaz i ostatnie dwa pokonać z niższą prędkością. Bardzo podobnie trzeba postąpić, jeśli wybraliście się na tor. Ostatnie okrążenie (może dwa) powinniście przejechać wolniej, dając się samochodowi schłodzić. Wtedy nie będziecie się musieli przejmować ewentualnymi problemami. Jak do wszystkiego, tak i do chłodzenia turbosprężarki trzeba podejść z głową. Jeśli raz na jakiś czas wyłączycie silnik po intensywnej jeździe, to nic złego się nie stanie, ale regularna - może uszkodzić podzespoły. Pamiętajcie, że czasem 30 lub 90 sekund może naprawdę dużo zmienić.