Rosyjscy prezydenci od czasów Michaiła Gorbaczowa, który korzystał z ziłów, byli wożeni przede wszystkim opancerzonymi limuzynami Mercedesa. Pullmany to oczywiście znakomite samochody do przewożenia VIP-ów, ale w świecie wielkiej polityki nie chodzi tylko o to. Głowy światowych mocarstw, ze względów politycznych, chcą jeździć samochodami własnej produkcji. To podkreśla prestiż i pozycję państwa. Dlatego prezydent USA zawsze jeździ przygotowaną przez Cadillaca Bestią, a wszystkie media przy okazji premiery DS 9 (to powrót francuskiej motoryzacji do segmentu limuzyn) zgodnie twierdziły, że prezydent Macron w końcu się doczekał. Ostatnio głośno było też o nowym samochodzie Władimira Putina. Majestatyczny Aurus Senat w końcu wyjechał poza Rosję i zawiózł prezydenta Federacji Rosyjskiej na spotkanie ze swoim odpowiednikiem ze Stanów Zjednoczonych.
Istnieją dwie wersje tego modelu. Aurus Senat to cywilna odmiana modelu z rozstawem osi wynoszącym 3300 mm i długością 5630 mm. Z kolei Aurus (po prostu nazwa marki, bez żadnego dopisku) limuzyna to opancerzone auto dla VIP-ów i polityków. Ma aż 6630 mm długości i 4300 mm rozstawu osi. To właśnie takim samochodem jeździ Władimir Putin. Pod maską obydwu modeli pracuje silnik V8, który rozpędza sedana do 100 km/h w niecałe 6 sekund, a znacznie cięższą limuzynę - w 9 sekund (nieoficjalne dane). Moc to około 600 KM, a Senat jest hybrydą, spalinowa jednostka jest wspierana przez 62-konny motor elektryczny. Aurus podpatruje Rolls-Royce'a nie tylko pod kątem stylistyki, ale także szerokich możliwości personalizacji. Rosjanie chcą w przyszłości zbliżyć się ilością opcji i możliwości dostosowania swojej wymarzonej limuzyny do Brytyjczyków, właśnie Rolls-Royce'a, a także Bentleya. Jako konkurenta można wskazywać także Mercedesa-Maybacha.
Oczywiście w przypadku samochodu, którym jeździ Władimir wszystkie szczegóły techniczne są ściśle chronione. Dlatego przy informacji o V-ósemce pod maską i ok. 600 KM warto postawić znak zapytania. Prezydent może mieć zupełnie inny napęd. Dokładne parametry, możliwości, uzbrojenie i opancerzenie znane jest tylko osobom, które go ochraniają, a wszystkie dane traktowane są jako tajemnica państwowa. Takie informacje są upubliczniane dopiero, kiedy samochód kończy służbę. Tak było w przypadku amerykańskiej Bestii. Dopóki poprzednia służyła prezydentom, to nic oficjalnie nie było o niej wiadomo. Dopiero z czasem ujawniano część danych, choć nie wszystkie.
Dowiedzieliśmy się m.in. prezydent i załoga Cadillaca mogli bez szwanku wyjść z pożaru, ostrzału z ciężkiej broni maszynowej, najechania na minę, a nawet ataku chemicznego i biologicznego. Metalowe podwozie miało co najmniej 12 cm grubości, karoseria (stal wzmocniona tytanem) w najcieńszym miejscu - 5 cm, drzwi były grube na 20 cm, a kuloodporne szyby na 12,5 cm. Opony typy run flat pozwalały jechać po przebiciu, a na pokładzie znalazł się nawet zbiornik tlenu i krew do przetoczenia rannemu prezydentowi. W razie potrzeby jazdy w nocy bez włączonych świateł Cadillac zaopatrzył One w kamerę noktowizyjną. Bestia potrafiła się także odgryźć potencjalnym zamachowcom. Cadillac wyposażony jest bowiem w działko z gazem łzawiącym. Na wyposażeniu znajdowała się też oczywiście broń palna dla ochroniarzy prezydenta. Prezydent Biden (a wcześniej już Trump) przesiadł się do nowej Bestii, o której wiemy dokładnie tyle, co o Senacie Władimira Putina, czyli praktycznie nic.
Cywilny Aurus Senat kosztuje około 18 milionów rubli, co przy dzisiejszym kursie daje niecały milion złotych. Luksusowa marka z Rosji ma ambicje światowe i chce zaistnieć także poza granicami Federacji, ale to na razie przede wszystkim tam jeżdżą jej samochody. Na ulice Moskwy wyjechała już nie tylko limuzyna, ale także SUV oraz van.