Samochody drożeją w zastraszającym tempie. Nawet 2-3 razy w kilka lat. I nowe, i używane

Zakup samochodu to duża decyzja dla wielu polskich rodzin. Wszystko wskazuje na to, że w przeciągu kilku lat ich ceny znacząco wzrosną. Czy to oznacza, że przestanie się opłacać je kupować?

Samochody w Polsce cały czas drożeją

Na początku roku IBRM Samar informował o średnim wzroście cen nowych pojazdów o około 10 proc. w porównaniu rok do roku. Zgodnie z wyliczeniami Instytutu, w grudniu 2020 roku, średnia cena za auto wyniosła 125 294 zł. Było to o 4,3 proc. więcej w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej (2019). Rekordowym okresem okazał się kwiecień 2020 roku, kiedy średnia cena przekroczyła pułap 130 tys. zł.

Ponadto coraz większy udział odnotowano w przypadku segmentu premium. Ich coraz większa sprzedaż znacząco wpływa na średnie ceny jakie płacą klienci za pojazd. - Specyficzne zmiany na tle całego rynku wykazuje segment samochodów premium. Rosnąca popularność aut tej grupy ma znaczący wpływ na wzrost cen, mimo że ceny w klasie premium rosną wolniej w porównaniu do całego rynku. Średnia ważona cena sprzedaży wynosi dla nich obecnie 232 227 zł, w ciągu roku wzrosła o zaledwie 4,1 proc.. Istotny jest jednak rosnący udział samochodów klasy premium w rynku samochodów osobowych (wraz z minibusami). W 2019 roku stanowiły one 14 proc. rynku, a w 2020 roku już 17,7 proc. (+3,7 pkt proc.) – można było przeczytać w opublikowanym komunikacie przez IBRM Samar.

Zobacz wideo Olsztyn. Policjant po służbie zatrzymał nietrzeźwego kierowcę, który doprowadził do stłuczki

Samochody używane także drożeją

Wzrosty cen zauważono też w raporcie AAA Auto, gdzie poddano analizie dane dotyczące sprzedaży aut używanych w komisach, na stronach internetowych oraz u dealerów samochodów używanych. Zgodnie z dokumentem, w lutym 2021 roku w Polsce pojawiło się 189 868 ofert sprzedaży pojazdów używanych, czyli o 6 432 mniej niż w styczniu br. Natomiast mediana ceny w drugim miesiącu roku (w porównaniu do stycznia br.) wzrosła o 1 867 zł, do poziomu 22 900 zł. W odniesieniu do lutego 2020 roku było to o 3 400 zł więcej.

Ceny samochodów. Skąd się biorą podwyżki?

Wzrost cen pojazdów niesie za sobą wiele zmiennych. Wśród nich te główne stanowią, normy emisji spalin, inflacja, wymagane wyposażenie minimalne czy relacja krajowej waluty w stosunku do euro. Są to tylko niektóre elementy wpływające na to, ile finalnie musimy zapłacić za pojazd.

Na początku roku wielu ekspertów przewidywało podwyżki. - Spodziewam się, że w 2021 roku nowe samochody podrożeją średnio o 10 proc., co oznacza kontynuację tendencji obserwowanej w roku 2020. Wspomniane 10 proc. to wypadkowa zakresu prognoz, jakie uzyskaliśmy analizując wpływ różnych czynników na ceny aut – mówił Michal Knitter wiceprezes platformy Carsmile.

W ostatnim czasie dużo mówi się też o kolejnej normie emisji spalin – Euro 7/VII. Choć nie ma jeszcze ostatecznej jej kształtu, to już powstają założenia mówiące, że będzie ona „zabójcą” silników spalinowych. Pierwsze projekty dotyczące jej kształtu nie napawały optymizmem. Drastyczna redukcja poziomów limitów poszczególnych składników tak naprawdę zmusiłyby koncerny albo do rezygnacji z oferowania tego typu układów napędowych albo znacznego udoskonalenia nie tylko silników, ale też systemów oczyszczania spalin. Jak łatwo się domyślić za tym idą znaczące nakłady finansowe, które muszą pokryć konsumenci. Ta wizja została jednak na jakiś czas oddalona.

Warto przypomnieć, że od 2021 roku na terenie Unii Europejskiej obowiązuje limit 95 g/km dwutlenku węgla z floty sprzedanych pojazdów osobowych. Producenci, którzy nie spełniają tego limitu muszą zapłacić dotkliwą karę (95 euro za każdy gram dwutlenku węgla ponad limit od każdego sprzedanego pojazdu).

Dwa razy drożej

Niestety głosy mówiące o kolejnej podwyżce cen za samochody pozostały. Luca de Meo, szef koncernu Renault, sugerował ostatnio, że auta z segmentu B, do 2025 roku, będą dwa razy droższe niż obecnie. Tym samym takie auta jak Renault Clio, Peugeot 208 czy choćby Skoda Fabia będą wyjściowo kosztować około 100 tys. zł. - Oczyszczenie silnika spalinowego kosztuje określoną kwotę. Renault Clio za 15 tys. euro i Mercedes Klasy S za 120 tys. euro będą potrzebowały tego samego filtra cząstek stałych, który będzie musiał zawierać platynę, rod i inne drogie materiały. Jasne, że filtr w Klasie S będzie trochę większy, ale nadal będzie stanowił znacznie mniejszą część ceny całego auta i klient nie odczuje różnicy w wydatku. Co innego w przypadku małych aut - stwierdził w wywiadzie z Autocar, Luca de Meo.

Jeżeli przypuszczenia szefa Renault się potwierdzą, to niedługo możemy spotkać się z sytuacją, w której, druga co do popularności grupa pojazdów (tak przynajmniej wynika z zestawienia Jato Dynamics) – mowa o segmencie B – przestanie być tak poważana jak jest obecnie. Lepiej będzie wybrać większe auto, skoro dopłata do niego nie będzie aż tak duża.

Kolejna korzyść dla elektromobilności

Tak dochodzimy do sedna sprawy, czyli elektromobilności. Europa za wszelką cenę stara się być zielonymi płucami świata. Tym samym nie patrząc na wiele zmiennych, dąży do spełnienia założeń bycia w pełni ekologiczną, przechodząc na zeroemisyjny transport. Już w tym momencie padło wiele deklaracji, nie tylko ze strony koncernów, ale też miast lub nawet krajów, o zaprzestaniu wsparcia dla samochodów wyposażonych w silniki spalinowe albo nawet zakazaniu ich sprzedaży.

Jednym z poważniejszych ciosów w klasyczną motoryzację, która jest dla nas dzisiaj codziennością ma być właśnie norma emisji spalin Euro 7/VII. Choć przedstawiciele Komisji Europejskiej twierdzą, że nie chcą „zabić” jednostek o spalaniu wewnętrznym (benzyna czy Diesel), to nie ukrywają, jak ważna dla nich jest rewolucja napędowa. Logicznym więc krokiem jest doprowadzenie do podwyżki cen aut z silnikami spalinowymi, a przy okazji wzmocnienie wsparcia dla pojazdów zeroemisyjnych – czytaj elektrycznych. Klient, który głównie kieruje się ceną będzie zmuszony do wybrania auta na prąd, bo po prostu stanie się tańszą opcją.

Emisyjna rewolucja jaką ma przynieść Euro 7 może mieć tym samym o wiele poważniejsze skutki dla klientów niż możemy zakładać. Szkoda, że w tym całym szale dążenia do czystego powietrza, przestajemy zastanawiać się co zrobić z obecnie eksploatowanymi autami. Czasami ma się wrażenie, że włodarze poszczególnych krajów, czy też Unii Europejskiej, mają nadzieję, że ten problem niczym po uderzeniu magiczną różdżką, po prostu zniknie. Błąd. Już w tym momencie trzeba szukać rozwiązania jak te auta zasilić w ekologiczny sposób. Przykładem może być Porsche, które z myślą o klientach, którzy posiadają starsze modele z ich gamy, pracują nad opracowaniem paliwami syntetycznymi, powstałymi w sposób przyjazny środowisku.

Problem nadmiernej emisji z transportu jest znaczący i elektryfikacja może być kluczem do jego rozwiązania. Jednak wraz z nią idzie wiele wyzwań oraz inwestycji, które również muszą zostać poczynione. Nowa norma emisji spalin – Euro 7/VII, może przyspieszyć transformację napędową. Nie wiadomo jeszcze jak bardzo rygorystyczne przepisy zostaną przyjęte. Jednak biorąc pod uwagę zapowiedzi koncernów, niezależnie od jej ostatecznego kształtu, musimy liczyć się ze znacznymi podwyżkami cen samochodów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.