Słupki, licznik, a może adaptacyjny tempomat? Jak uniknąć mandatu od 1 czerwca

W dobie zmieniających się przepisów, trzeba szukać rozwiązań, które pomogą uchronić przed niepotrzebnymi karami. Od 1 czerwca zacznie obowiązywać konieczność utrzymywania odpowiedniej odległości na trasach szybkiego ruchu i autostradach, od auta poprzedzającego. Co zrobić jak nie zawsze można określić czy nie jedziemy za blisko?

Już od 1 czerwca zmieniają się przepisy. Zgodnie z nową wykładnią, minimalna odległość od poprzedzającego pojazdu na drogach szybkiego ruchu i autostradowych, musi wynosić połowę prędkości jazdy. Oznacza to, że jadąc z maksymalną dozwoloną prędkością na autostradzie (140 km/h), odległość od poprzedzającego auta musi wynosić 70 metrów. Dla odcinka ekspresowego (maksymalna dozwolona prędkość to 120 km/h) jest to 60 metrów.

W teorii brzmi to super. O wiele gorzej jest w przypadku praktyki. Mało który z kierowców jest w stanie określić dokładnie jaka odległość dzieli go od poprzedzającego auta. W dużej mierze opiera się to na indywidualnym wyczuciu i zdrowym rozsądku. Z tego względu temat utrzymania odległości jest istotnym. W końcu trzeba wypracować nawyki, które pozwolą uniknąć mandatów za zbyt bliskie poruszanie się za autem poprzedzającym. Pojawia się jednak pytanie jak to zrobić?

Zobacz wideo

Bezpieczna odległość. Jazda na słupki

Najprostszym jest jazda na przysłowiowe słupki. Przy każdej drodze, ustawione są słupki informacyjne, których rozlokowanie jest co 100 metrów. To z nich można odczytać na którym kilometrze (i metrze) trasy się znajdujemy. Mogą też posłużyć do określania odległości od auta poprzedzającego. Skoro minimalna odległość na autostradzie wynosi 70 metrów, to powinniśmy jechać w mniej więcej ¾ odległości między słupkami

Jest to bez wątpienia jakaś metoda. Problem w tym, że nieskuteczna w stu procentach. W tym przypadku opieramy się na ocenie organoleptycznej. Nie ma ona zbyt dużej dokładności, przez co możemy być katami we własnej sprawie, jeżeli nasza ocena będzie błędna.

Licznik czasu

Innym rozwiązaniem są liczniki czasu do poprzedzającego auta. Takie rozwiązanie ma m.in. Renault. Jest to ciekawa opcja, która daje pogląd, ile czasu zajmie „dojechanie” do auta poprzedzającego, czyli ile tak naprawdę mamy czasu na reakcję. Ten licznik można również wykorzystać do diagnozowania dystansu do poprzedzającego auta. Jeżeli skorzystamy z szybkich obliczeń matematycznych i wzoru:

Czas = droga/prędkość (lub jej innej zależności)

Dowiemy się, że przy założeniu drogi wynoszącej 0,07 km (70 m) i prędkości jazdy 140 km/h (~38,89 m/s), czas jaki musimy utrzymać do poprzedzającego auta wynosi: ~1,8 sekundy. Ta wartość jest odpowiednio mniejsza dla jazdy po drogach ekspresowych i będzie proporcjonalnie mniejsza w przypadku mniejszej prędkości jazdy.

Zakaz jazdy na zderzaku w PolsceZakaz jazdy na zderzaku w Polsce fot. Ministerstwo Infrastruktury

Aktywny tempomat

Jeszcze lepszym rozwiązaniem, jeżeli w aucie nie posiadamy miernika czasu, jest aktywny tempomat, zwany również Adaptive Cruise Control. Jak łatwo się domyślić jest to rozbudowana wersja dobrze znanego tempomatu, czyli systemu utrzymującego zadaną prędkość jazdy. W tym przypadku dodatkowo utrzymuje on automatycznie zadaną odległość i dostosowuje prędkość od auta poprzedzającego.

Warto zawczasu wyjaśnić, jak działa tempomat. Radar zamontowany w przednim zderzaku wysyła falę dźwiękową, która odbija się od przeszkody, a sygnał wraca do nadajnika-odbiornika. Na tej podstawie określa się odległość do poprzedzającego auta. Przy systemie aktywnego tempomatu, system dodatkowo wpływa na zadane parametry, zmniejszając prędkość w sytuacji zbliżania się do przeszkody. Wszystko po to, aby utrzymać odpowiedni, dystans, który jest zmienny w zależności od zadanej prędkości jazdy. Wydaje się tym samym być to rozwiązanie idealne pod nowe przepisy.

– Zmiana przepisów dotyczących minimalnej odległości między poruszającymi się pojazdami prawdopodobnie spowoduje jeszcze większe zainteresowanie się adaptacyjni tempomatami, które w czasie jazdy będą utrzymywać odległość – tłumaczy Mateusz Bednarski, Technical Trainer w firmie Kamok. Dzisiejsze rozwiązania potrafią już różnicować odległość ze względu na prędkość jazdy, ale nie jest to związane z przepisami, a raczej z założonym przez producenta pojazdu marginesem bezpieczeństwa. Przeprogramowanie istniejących sterowników tych urządzeń, aby spełniały wymagania przepisów nie będzie problemem. Podobnie można byłoby zaktualizować prostsze systemy w autach nieposiadających aktywnych tempomatów, ale wyposażonych w układy typu front assist, gdzie na tablicy rozdzielczej mógłby się wyświetlać komunikat o zbyt małej odległości w stosunku do prędkości pojazdu. Należy jednak pamiętać o tym, że każdy z tych układów jest jedynie systemem wspomagającym, a odpowiedzialność za bezpieczeństwo na drodze dalej zależy od kierowcy – dodaje Bednarski.

Niestety w tym przypadku również jest pewna niedogodność. W zależności od marki, inne są ustawienia dla przyjętych odległości od poprzedzającego pojazdu oraz zakres regulacji. Przykładem mogą być np. Volkswageny, które mają 5 stopniową oraz Renault z 3 stopniową regulacją. W instrukcjach obsługi nie jest wyjaśnione jednoznacznie jak interpretować nastawy poza klasycznym wskazaniem „blisko”, „optymalnie” czy „daleko”.

Trzeba też jasno powiedzieć, że ta odległość zwiększać się będzie wraz ze wzrostem prędkości. Jednak zawczasu lepiej sprawdzić jak powinno się ustawić system, aby uniknąć mandatu na drogach szybkiego ruchu i autostradach.

Kierowcy często podróżujący między miastami już od 1 czerwca będą musieli jeszcze bardziej uważać i pamiętać o zachowaniu odpowiedniej odległości. Z tego względu warto zawczasu sprawdzić jak można zachować odpowiedni dystans przy pomocy np. tempomatu czy wspomnianego wcześniej czasomierza. Nie wiadomo, czy policja planuje wprowadzić jakąś akcję informacyjną. Jednak można zakładać, że na początku kierowcy będą mieli duży problem z dostosowaniem się do nowych wytycznych.

Reguła trzech sekundReguła trzech sekund fot. GDDKiA

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.