Norma Euro 7, która miałaby wejść w życie w 2025 roku od pewnego czasu budzi ogromne emocje w środowisku motoryzacyjnym. Wszystko dlatego, że nowy europejski standard emisji spalin miał być niezwykle restrykcyjny. Wiele osób straszyło, że wraz z jego wprowadzeniem niemal niemożliwe stanie się wyprodukowanie samochodu spalinowego spełniające założenia.
Dopuszczalne emisji rozpisane w proponowanym kształcie normy Euro 7 zakładały ograniczenie emisji CO2 do 30 g/km. To ponad trzy razy mniej niż obecnie. Dodatkowo nowa norma miała dopuścić emisję maksymalnie 10 mg tlenku azotu i od 100 do 300 tlenków węgla na kilometr. To emisji wielokrotnie mniejsze niż przyjęte przez obecnie obowiązujący standard Euro 6D. Jednym z najbardziej krytykowanych założeń było spełnienie tak samo restrykcyjnych norm podczas jazdy w różnym terenie - zarówno po płaskiej drodze, jak i pod górę.
Jak donoszą jednak niemieckie media, zdaniem niemieckiego Stowarzyszenia Przemysłu Motoryzacyjnego VDA (Verband der Automobilindustrie), Unia Europejska ugięła się pod naciskiem firm i organizacji z sektora motoryzacyjnego i postanowiła zmodyfikować kształt nadchodzącej normy Euro 7.
VDA już w zeszłym roku apelowało do Komisji Europejskiej o zmiany argumentując, że spełnienie bardzo kosztowne lub wręcz technicznie niemożliwe. De facto ograniczyłoby sprzedaż samochodów z silnikami spalinowymi głównie do hybryd, co mogłoby zachwiać całym rynkiem motoryzacyjnym.
Zdaniem prezes VDA, w ujęciu całościowym limity przejęte przez Euro 7 w proponowanym wcześniej kształcie byłyby od 5 do 10 razy bardziej restrykcyjne niż w przypadku Euro 6. A zatem najmniej emisyjne silniki, jakie producenci są w stanie wyprodukować byłyby na granicy spełnienia wymogów. Mogłoby to sprawić, że klienci zamiast kupować coraz mniej emisyjne samochody, woleliby dłużej eksploatować dłużej swoje starsze, a zatem bardziej szkodliwe pojazdy.
W ostatnim czasie z petycją w sprawie zatrzymania lub zmiany kształtu normy Euro 7 wystąpiły do KE m.in. niemieckie automobilkluby:
Nowe przypisy skrytykowała nawet Francja, która w tym tygodniu podjęła decyzję o zakazaniu najkrótszych krajowych lotów samolotem. Francuski minister finansów w wywiadzie dla dziennika "Le Figaro" przyznał, że "niektóre propozycje idą za daleko" i trzeba je dopracować. Dodał, że nowe normy "powinny być zachętą i nie niszczyć przemysłu motoryzacyjnego".
Intencje, które przyświecały autorom restrykcji ustalonych przez normę Euro 7 były oczywiście szczytne. Chodzi o jak największe ograniczenie emisji szkodliwych substancji, w tym przede wszystkim CO2 i tlenku azotu. Wiele wskazuje jednak na to, że aż tak restrykcyjne nowe przepisy nie będą. A to oznacza, że kariera silników spalinowych nie dobiegnie jeszcze końca, choć oczywiście sprostanie przez producentów nowym wymaganiom będzie zapewne trudne.