Na niemieckie tablice, na cwaniaka, bez biletu. Oszuści w strefach płatnego parkowania

Opłaty są coraz wyższe. Czy to dotyczy składki OC i AC czy postoju w płatnej strefie miejskiej. To powoduje, że ludzie zaczynają kombinować, aby złudnie zaoszczędzić. Przykładem mogą być niemieckie tablice zakładane na chwilę.

Kreatywność Polaków nie ma granic. Jesteśmy mistrzami kombinowania i szukania obejścia przepisów, które w innych krajach Europy po prostu są aprobowane. Z tego względu popularnym stało się rejestrowanie aut osobowych jako ciężarowe (aby uniknąć podatku akcyzowego), niepłacenie składek OC, bo przecież „może się uda”, a teraz głośno robi się o nieuiszczaniu opłat za parkowanie.

W tym ostatnim przypadku zaczyna być coraz trudniej. Wszystko przez fakt, że na ulicach Warszawy zaczęły krążyć elektryczne nissany leaf z systemem kamer na dachu. Jest to innowacyjne rozwiązanie, które pozwala sprawdzić o wiele większy obszar w krótszym czasie. Auto z kamerami na dachu wykonuje zdjęcie każdej rejestracji, a następnie weryfikuje ją z systemem opłat. Przejazd daną ulicą wykonywany jest dwa razy z małą przerwą między sobą. Wszystko po to, aby kierowca, który dopiero przyjechał nie został bezpodstawnie ukarany, bo może akurat poszedł kupić bilet parkingowy. Możemy się spodziewać, że takie auta wyjadą na drogi innych miast w kraju.

Na niemieckie tablice

Wprowadzenie samochodów sprawdzających znacznie poprawiło wykrywalność wykroczeń parkingowych. Mimo to kierowcy nadal próbują znaleźć sposób na uniknięcie opłat. Przykład może stanowić niedawno opisana historia przez Zarząd Dróg Miejskich. Jak możemy przeczytać w oficjalnym komunikacie: „Podczas kontroli jednej z ulic w pobliżu Starego Miasta nasi kontrolerzy zauważyli auto marki Renault bez opłaconego parkowania. Auto miało niemiecką tablicę rejestracyjną – ale naklejkę na szybie z polskim numerem. Wezwali na miejsce policję, by wyjaśnić rozbieżność”.

Po sprawdzeniu okazało się, że ta sama niemiecka tablica w przeciągu poprzednich dwóch miesięcy pojawiła się na dwóch innych autach – fiacie i toyocie, i straciła ona ważność w 2019 roku. Kontrolerzy wystawili dokument opłaty dodatkowej. Właściciel tłumaczył policjantom, że „nie zmieniał tablic rejestracyjnych, a auto zostało zaparkowane w tym miejscu… przez mechanika”.

W efekcie sprawa została skierowana do prokuratury. Na początku nie stwierdził on zmianom oszustwa opisanego w art. 268 Kodeksu Karnego. W efekcie odmówił wszczęcia postępowania. Jak podsumował to ZDM „M.in. nie umiał wskazać szkody, a także uznał, że nie da się określić „osoby wprowadzanej w błąd””. W efekcie decyzja prokuratora została zaskarżona. Przy kolejnym rozpatrzeniu sprawy, werdykt był po myśli Zarządu, a postępowanie zostało wszczęte. ZDM oszacowało szkody na 1150 zł. Nie jest to dużo, ale jak przeliczy się to na liczbę parkowań, to wychodzi 23 razy. Właśnie tyle razy ten kierowca uniemożliwiał parkowanie innym, którzy byli gotowi zapłacić.

Warto dodać, że kontrolerzy nie dają się łatwo oszukać. Jeżeli pracownicy jeżdżący w e-patrolu (auto kontrolujące z kamerami na dachu) zauważą tablicę trudną do odczytania lub budzącą wątpliwość, wzywają patrol pieszy. Z kolei, jeżeli Ci stwierdzą nieprawidłowości to wzywają policję.

Bez tablic, na cwaniaka albo bez biletu

Zasłanianie albo ściąganie tablic to tylko jedna z metod próby oszukania systemu. Dopóki nie było e-kontroli, wiele osób po prostu liczyło na szczęście, nie płacąc za bilet. Inni próbowali tłumaczyć się zgubionym kwitkiem. Są też Ci, którzy mieli w bagażniku własną blokadę na kołach i przed pójściem na zakupy czy do biura zakładali ją własnoręcznie. Nie brakowało też osób, które stawały na światłach awaryjnych przy drodze, aby nie zaparkować w wyznaczonym miejscu i nie płacić. Teraz system jest o wiele bardziej uszczelniony i trudniej o oszustwo. Oczywiście trzy pojazdy do e-kontroli nie są w stanie pokryć całej strefy od 8 do 20 w dni powszednie. Dlatego jeszcze niektórzy próbują szczęścia.

Czy to się w ogóle opłaca?

Powstaje jednak główne pytanie „czy to się opłaca?”. Opłata za parking to parę złotych za godzinę. Przeważnie postój nie trwa dłużej niż 1,5-2 godziny. To oznacza wydatek poniżej 10 zł. Mandat za brak opłaty to 250 zł. Jak łatwo policzyć jest to równowartość 25 parkowań w określonych wcześniej ramach czasowych. Jeżeli przy połowie zostaniemy złapani, to i tak nie wyjdziemy „na swoje”. Z tego względu nie warto czasami ryzykować. Zwłaszcza przy tak silnie rozbudowanych możliwościach opłaty.

Mieszkańcy miejsc, gdzie jest strefa płatnego parkowania niestrzeżonego mogą z kolei ubiegać się o kartę mieszkańca. To daje im możliwość pozostawienia auta nieodpłatnie w pobliżu domu. Jest to ważne, gdyż takie osoby mają najwięcej problemów ze znalezieniem miejsca do pozostawienia auta, jak też z ewentualnymi regulacjami finansowymi.

Zobacz wideo Pijany 18-latek skosił znak, a później miał problemy z zaparkowaniem, wjechał w inne auto

Opłata za parkowanie to nie grzech

W dużych miastach coraz częściej spotyka się konieczność uiszczania opłat za parkowanie. To nic nadzwyczajnego, gdyż wprowadzanie takiego obowiązku ma na celu zmniejszenie liczby aut w tych miejscach oraz zwiększenie rotacji pojazdów, tak aby każdy interesant mógł bez większych problemów pozostawić auto na określony czas. W obecnych czasach, kiedy elektronika przejmuje kontrolę nad światem, opłacenie postoju jest bardzo proste. Za pośrednictwem aplikacji można się rozliczać co do minuty. Jest to przydatne, gdyż nie wymaga od nas posiadania przy sobie gotówki, a przy okazji daje możliwość zaoszczędzenia paru groszy. Jedyne o czym trzeba pamiętać to informacja za szybą, że korzystamy z aplikacji. Przytoczony przykład przez ZDM jasno pokazuje, że nie opłaca się kombinować, bo prędzej czy później zostanie to wyłapane. Teraz kierowcy próbujący oszukać system na niemieckie tablice, grożą konsekwencje sądowe. Zobaczymy, jak się ta sprawa zakończy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA