"Panie kierowniku... ma pan może dwa złote? Zerknę na autko". Czy płacić samozwańczym parkingowym?

Każdy kierowca podczas parkowania w centrum miasta spotkał kiedyś "samozwańczego parkingowego". Takie osoby wskazują wolne miejsca postojowe, po czym oferują pilnowanie auta za przysłowiowe dwa złote. Zapytaliśmy policję, straż miejską i psychologa o mechanizmy i konsekwencje takich zachowań.

"Panie kierowniku... ma pan może dwa złote? Zerknę na autko". To zdanie usłyszało wielu kierowców. Znalezienie miejsca parkingowego w centrum Warszawy czasem graniczy z cudem. Pandemia i podniesienie opłat parkingowych zmniejszyły nieco samochodowy tłok w dużych miastach, ale w godzinach szczytu kierowcy nadal poświęcają długie minuty na krążenie po okolicy w poszukiwaniu miejsca. I wtedy pojawia się on - samozwańczy parkingowy, który nawet jeśli stroni od alkoholu, przez stereotyp zostanie wulgarnie nazwany "żulem". Z pełną powagą, jakby wprowadzał lotniskowiec do portu, nakierowuje kierowcę na wolne miejsce parkingowe. Gdy już zaparkujemy rozpoczyna kurtuazyjną rozmowę, której finał jest jeden - prosi nas o pieniądze.

Co zrobić w takiej sytuacji?

W dużej mierze zależy to każdego kierowcy. Z punktu widzenia prawa, nikt nie ma podstaw by próbować wyłudzić od nas pieniądze. To, czy postanowimy wesprzeć takiego "parkingowego" czy nie, to indywidualna kwestia, która rodzi pewne obawy. Czy jeśli nie dam mu tych dwóch złotych, to czy po powrocie nie zastanę porysowanego auta? Postanowiliśmy zapytać o opinię policję, straż miejską, zarząd dróg miejskich i psychologa.

Najmniej informacji dostaliśmy z Zarządu Dróg Miejskich. Jakub Dybalski, rzecznik prasowy Wydziału Komunikacji Społecznej powiedział w rozmowie z Moto.pl:

To raczej pytania do policji i straży miejskiej. Pewnie trudne, bo w zależności od sytuacji i nastroju można je potraktować jak miejski koloryt, albo jak żebranie połączone z wymuszeniem. W każdym razie nie ma to nic wspólnego z Strefą Płatnego Parkowania Niestrzeżonego.

Bo parkingowi naganiacze najczęściej pojawiają się tam, gdzie stoją parkometry. Wówczas kierowca musi opłacić postój i pojawia się dodatkowa presja opłaty parkingowego "dozorcy".

Co mówi o tym policja?

Skierowaliśmy pytanie bezpośrednio do policji. W odpowiedzi otrzymaliśmy informację, że policja nie odnotowuje zgłoszeń dotyczących zniszczenia mienia lub problemów z osobami próbującymi wyłudzić pieniądze od kierowców. Podkom. Michał Gaweł z Wydziału Prasowo-Informacyjnego Komendy Głównej Policji udzielił nam informacji, że osoby, które "naganiają" kierowców na miejsca parkingowe w Strefie Płatnego Parkowania Niestrzeżonego, mogą jednak odpowiadać m.in. za naruszenie art. 58 kodeksu wykroczeń dot. żebractwa mówiącego o tym, że:

Kto, mając środki egzystencji lub będąc zdolny do pracy, żebrze w miejscu publicznym, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany, a gdy robi to w sposób natarczywy lub oszukańczy, podlega karze aresztu albo ograniczenia wolności.

W sytuacji uszkodzenia czy zniszczenia pojazdu, podobnie jak w przypadku każdego innego naruszenia przepisów prawa, taki fakt należy zgłosić odpowiednim służbom. Zgodnie z art. 288 [Naruszenie integralności rzeczy] kodeksu karnego, kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Ściganie tego przestępstwa następuje na wniosek pokrzywdzonego

- dodał podkom. Michał Gaweł, Wydział Prasowo-Informacyjny Biura Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji.

Grudziądz. Stłuczka na A1 w stronę Łodzi. Liczne utrudnienia w ruchu
Grudziądz. Stłuczka na A1 w stronę Łodzi. Liczne utrudnienia w ruchu Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl

Straż miejska, a parkingowi naciągacze

O opinię zapytaliśmy także straż miejską. Warto jednak zaznaczyć, że forma działania, która polega na spełnieniu w zamian za drobną opłatę jakiejś usługi, np. przypilnowania samochodu, nie jest w świetle prawa żebraniem. Trudno więc doszukiwać się w takich działaniach złych intencji. Zadaliśmy kilka pytań, na które odpowiedział Pierwszy Zastępca Komendanta Straży Miejskiej m.st. Warszawy, Bartłomiej Zieliński.

Zuzanna Krzyczkowska: Jak powinien zachować się kierowca, którego zaczepia samozwańczy "parkingowy"?

Bartłomiej Zieliński: W świetle obowiązujących przepisów podejście "parkingowego" do kierowcy jest czynnością legalną. Należy zwrócić uwagę, czy nie czuć od podchodzącego woni alkoholu, albo czy nie przeszkadza on w ruchu drogowym, np. blokując przejazd. W takiej sytuacji można zgłosić zaistnienie wykroczenia bądź przypadku przebywania osoby nietrzeźwej w miejscu publicznym, stwarzających zagrożenie dla innych osób bądź samego siebie.

ZK: Czy mogę pozostawić bez obawy samochód?

BZ: Przypadki sugerowania opłaty za przypilnowanie samochodu w ostatnich latach (ca. trzech) nie były zgłaszane Straży Miejskiej. Sami strażnicy także nie informowali swoich przełożonych o dostrzeżeniu intensywnego prowadzenia takiej działalności. Jednak planując pracę patroli, Naczelnik I Oddziału Terenowego Straży Miejskiej m.st. Warszawy, który opiekuje się centrum miasta, systematycznie kieruje podwładnych do kontroli miejsc znanych z takiej aktywności w przeszłości i uczula ich na konieczność sprawdzania, czy nie dochodzi do takich sytuacji.

Strażnicy miejscy ze Świecia zareagowali, gdy dowiedzieli się o pożarach w pustostanie w centrum miasta
Strażnicy miejscy ze Świecia zareagowali, gdy dowiedzieli się o pożarach w pustostanie w centrum miasta Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl

ZK: Czy Straż Miejska odnotowuje przypadki zniszczenia mienia w takich okolicznościach?

BZ: Straży Miejskiej nie są znane przypadki niszczenia mienia przez "parkingowych", ponieważ sprawy takie nie należą do jej właściwości, nie są więc zgłaszane. Zgłoszenia takie kierowane są bezpośrednio do policji.

ZK: Jak powinien zareagować kierowca, by nie doszło do eskalacji konfliktu?

BZ: Na tak postawione pytanie nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wiele zależy od konkretnej sytuacji, umiejętności komunikacyjnych kierowcy, jego poglądów na temat przestrzegania prawa. Zgłaszanie prób wyłudzenia ma jednak istotne znaczenie jako informacja o występującym zjawisku i jego nasileniu, pozwala przygotować działania prewencyjne.

ZK: Co zrobić, jeśli po powrocie do auta zastaniemy uszkodzony samochód?

BZ: Fakt ten najlepiej jest zgłosić policji, ponieważ to ona jest uprawniona do prowadzenia czynności w takich sprawach. Można też Straży Miejskiej, np. napotkanemu patrolowi. Strażnicy powinni wówczas skorzystać ze swoich uprawnień i umiejętności w celu zdobycia pierwszych dowodów, jak również poinformować pokrzywdzonego o możliwościach działania.

Straż Miejska / zdjęcie ilustracyjne
Straż Miejska / zdjęcie ilustracyjne Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl / zdjęcie ilustracyjne

Psychologiczny punkt widzenia - rozmowa z psycholożką, Ewą Maksymowską

W psychologii istnieje tzw. reguła wzajemności, która kieruje zachowaniami w społeczeństwie. Ludzie mają skłonność do takiego samego reagowania na rożne sytuacje, w myśl zasady "quid pro quo" - coś za coś. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jeśli z jakiejś okazji dostaliśmy od cioci duży prezent, to na jej imieniny nie przyjdziemy z jednym tulipanem. Poprzez swój prezent będziemy próbowali wyrównać wartość jej upominku. Parkingowi naganiacze (prawdopodobnie nieświadomie) bardzo kreatywnie i przede wszystkim skutecznie wykorzystują znaną w psychologii regułę wzajemności. Oferują popilnowanie samochodu, żeby wzbudzić w kierowcy poczucie obowiązku odwdzięczenia się.

Rozmawialiśmy o sytuacji "wyłudzania" pieniędzy przez takie osoby z psycholożką Ewą Maksymowską. Jej zdaniem każda postawa kierowcy jest w porządku - możemy dać te dwa złote i w ten sposób wyrównać psychologiczny aspekt "przysługi", albo zachować się asertywnie - podziękować i odmówić. Każda opcja jest dobra, o ile my się z nią dobrze czujemy, a osoba prosząca nas o pieniądze w zamian za "pilnowanie" samochodu nie jest wobec nas agresywna. Wtedy nie ma miejsca na kompromisy - należy wezwać policję. 

W mojej rozmowie z panią Ewą wypłynął jeszcze jeden aspekt, który dał mi do myślenia. Parkingowi naganiacze to nie są źli ludzie. To najczęściej osoby bezradne, którym coś w życiu nie wyszło, ale ich celem nie jest skrzywdzenie lub oszukanie kogokolwiek. Istnieje przekonanie, że takie osoby mają niskie kompetencje, żyją w biedzie, często nawet w nędzy. Z różnych powodów nie mogą lub nie chcą podjąć innej pracy, więc nie mają szerokiego wachlarza możliwości. Może nam się to nie podobać, ale realnie takie osoby mają dwie opcje - albo ukraść, albo coś zrobić/zarobić. Choćby przez popilnowanie samochodu, czy odprowadzenie wózka pod supermarketem. Jeśli ktoś jeździ samochodem, stać go na jego utrzymanie, paliwo, parking itp., to dwa złote nie są dużym wydatkiem. Mówiąc wprost - kierowca od tego nie zbiednieje, a może sprawić, że parkingowy wyłudzacz nie okradnie kogoś innego.

W większości przypadków tacy uliczni naganiacze nie są groźni, nie chcą nikogo skrzywdzić, a jedynie poprawić swoje warunki życia. Nie nam oceniać, czy droga którą wybrali jest słuszna. Jednak dając mu te dwa złote możemy zrobić dobry uczynek, możemy wręcz sprawić, że drugi człowiek nie dopuści się złych uczynków. Jeśli chcemy, możemy znaleźć w tym nawet egoistyczny aspekt. Pani Ewa była świadkiem nietypowej sytuacji. Gdy wsiadała do samochodu, usłyszała rozmowę parkingowego naganiacza z innym kierowcą. Okazało się, że pod nieobecność właściciela samochodu, ktoś inny zarysował jego auto. "Parkingowy" zapamiętał numery rejestracyjne sprawcy i podał je poszkodowanemu kierowcy. Nie wiem jak skończyła się ta historia, ale nikt mi nie powie, że tamten mężczyzna był złym człowiekiem.

Radzymińska - stłuczka
Radzymińska - stłuczka Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl
Więcej o: