Insurance Institute for Highway Safety to amerykańska organizacja non-profit finansowana przez towarzystwa ubezpieczeniowe. Działa od 1959 roku przede wszystkim na dwóch polach: przeprowadza testy zderzeniowe samochodów oraz organizuje rozmaite badania wśród kierowców. Na zdjęciu widzicie jedno z nich.
Używając różowego misia przytwierdzonego z tyłu SUV-a Mazdy (ale marka nie ma znaczenia) organizatorzy badania sprawdzają, czy kierowcy jeszcze patrzą na to, co dzieje się na drodze. Od pewnego czasu z firm ubezpieczeniowych do IIHS docierają niepokojące raporty. Ich autorzy twierdzą, że wprowadzanie systemów częściowo automatyzujących jazdę sprawia, że kierowcy przestają być czujni.
Wcale nie chodzi o bardzo zaawansowanych asystentów, takich jak Autopilot Tesli, którzy w teorii potrafią całkowicie przejąć czynność prowadzenia pojazdu. Wystarczy, że samochód oferuje autonomię drugiego poziomu - aktywny tempomat i podążanie za pasem ruchu - i jego kierowcy przestają uważać na to, co dzieje się w czasie jazdy.
Miś jest ubrany w odblaskową kamizelkę, ale nie dla własnego bezpieczeństwa, tylko w celu dodatkowego zwrócenia uwagi. Na pewno nie stanowi codziennego widoku na autostradzie. Organizatorzy badania wykorzystali go do sprawdzenia reakcji wśród trzech różnych grup kierowców. Istnieją różne metody laboratoryjne aby to zrobić, ale podobno są niezbyt skuteczne, bo trudno wyciągnąć z nich konstruktywne wnioski.
Technicy z IIHS zbadali reakcję 31 kierowców, którzy po kolei jeździli Mercedesem-Benzem C 300 po odcinku autostrady I-70 w Maryland. Do pierwszej grupy należeli ludzie, którzy na co dzień używają samochodów wyposażonych w układy autonomicznej jazdy drugiego poziomu. Mieli je włączone również w trakcie testu.
Druga grupa jeździła również korzystając z pomocy elektroniki, ale to były osoby niemające wcześniej wielkiego doświadczenia we współpracy z układami autonomicznej jazdy. Do trzeciej zaliczono również kierowców, którzy nie znają tego typu systemów. Oni jechali polegając wyłącznie na własnych umiejętnościach. Elektroniczni pomocnicy wówczas zostali wyłączeni.
Każdy kierowca w czasie jazdy testowej był wyprzedzany przez Mazdę z misiem trzykrotnie. Nietypowy zestaw pozostawał w ich polu widzenia przez około 30 sekund, a kamery zainstalowane w aucie badały reakcje. Po zakończeniu jazdy uczestnicy byli ankietowani. Pytano ich czy cokolwiek w czasie podroży zwróciło ich uwagę, a jeśli tak to co oraz ile razy.
Co się okazało? Że w środkowej grupie, która korzystała z układów autonomicznej jazdy po raz pierwszy, było ponad dwa razy więcej osób, które w ogóle nie zauważyły wyprzedzającego ich dostojnie misia. Za to skład pierwszej grupy przyzwyczajonej do ich używania okazał się znacznie bardziej spostrzegawczy. Również tylko oni byli w stanie podać zbliżoną liczbę spotkań z różowym pluszakiem.
Analiza nagrań z kamer wykazała również, że pierwsza grupa zachowywała się bardziej aktywnie analizując otoczenie wokół siebie, podczas gdy ta, która przegapiła misia, skupiała się wyłącznie na patrzeniu do przodu. Co to oznacza? Mimo, że badanie było przeprowadzone na nielicznej grupie, zdołano z niego wyciągnąć ciekawy wniosek.
Okazało się, że systemy wspomagające kierowców w czasie jazdy mogą nie wpływać negatywnie na poziom ich uwagi, ale dopiero po jakimś czasie. W pierwszej fazie ludzie mają problem z przestawieniem się na nowy sposób jazdy. Gdy już to zrobią, dzięki pomocy automatów, mogą skupić uwagę na innych aspektach jazdy samochodem. Na przykład obserwacji tego co się dzieje wokół nich.
To oznacza, że szczególnie niebezpieczny jest początkowy okres jazdy nowoczesnym autem, które oferuje autonomię drugiego poziomu. Zarówno właściciele takich samochodów, jak ich kierowcy powinni o tym pamiętać. Z drugiej strony organizatorzy nietypowego badania przyznają, że aktywny tempomat skłania wielu prowadzących do zajęcia się innymi czynnościami.
W trakcie badania było to zakazane, ale właściciele takich aut częściej bawią się telefonami komórkowymi podczas jazdy. To jest jednak zupełnie inny aspekt nowych technologii, które mają podnieść poziom bezpieczeństwa aktywnego, ale nie zawsze to robią. Na koniec najlepsza wiadomość: w trakcie całego badania prowadzonego przez amerykański instytut nie ucierpiał żaden miś.