"Wyższa szkoła jazdy" to cykl na Moto.pl, w którym wyjaśniamy najbardziej kontrowersyjne przepisy ruchu drogowego. Ale nie tylko. Znajdziecie tu mieszankę tematów z pogranicza kodeksu drogowego, egzaminu na prawo jazdy, dobrych praktyk na drodze oraz przydatnych porad dla kierowców.
Efekt kangura - tak często nazywa się reakcję na kontrolę prędkości. Na czym polega? Kierowca na widok fotoradaru gwałtownie zwalnia, a tuż po jego minięciu zaczyna dynamicznie przyspieszać i wraca do prędkości, z którą jechał poprzednio.
To dotyczy nie tylko kierowców, którzy łamią przepisy. Wyraźnie przed pomiarami prędkości zwalniają również ci jadący zgodnie z ograniczeniami. Ponad 80 proc. przy fotoradarach jeździ wolniej niż obowiązujące na danym odcinku ograniczenia. Średnio przed fotoradarem kierowcy poruszają się aż o 20 km na godz. wolniej niż wskazują na to znaki. Jeszcze bardziej zwalniamy na widok fotoradaru na drodze, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 70 km na godz. - w takich miejscach to zwykle 30 km na godz. poniżej limitu.
Dlaczego kierowcy tak postępują? "Dla pewności", "na wszelki wypadek", "lepiej nie ryzykować" - to tylko niektóre z powodów. Trzeba jednak pamiętać, że wolno wcale nie znaczy bezpiecznie. W tym przypadku jest wręcz przeciwnie, bo nagłe zwalnianie bez powodu, a potem przyspieszanie zakłóca płynność ruchu i może być przyczyną wielu niebezpiecznych sytuacji.
Powyższy wykres pokazuje, że fotoradary nie do końca są skuteczną bronią na kierowców, którzy łamią przepisy. W wielu europejskich krajach takie urządzenia po prostu stoją przy drodze i robią zdjęcia osobom przekraczającym prędkość. U nas miejsca kontroli są oznaczane znakiem. Polski kierowca dokładnie wie, gdzie fotoradar będzie stał, a znak mówi mu, kiedy zwolnić i dostosować prędkość do obowiązującego limitu. Ten problem zauważa policja. Stąd coraz częstsze akcje "Prędkość", powołanie w każdej wojewódzkiej komendzie grup SPEED oraz tzw. kaskadowe pomiary prędkości. Nieskuteczność fotoradarów zauważyli także rządzący.
Do 2023 r. Generalny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD) wymieni wszystkie (ponad 400) fotoradary na nowe. Dodatkowo dokupiona ma być kolejna setka. Nowe fotoradary staną w całej Polsce. Nie tylko na drogach krajowych, ale też powiatowych i samorządowych, gdzie często przekraczana jest prędkość, a mieszkańcy narzekają na brak bezpieczeństwa. Dokładne punkty zostaną wybrane przez Instytut Transportu Samochodowego po stosowanych analizach. Fotoradary będą wyłapywać nie tylko przekraczanie przez kierowców dozwolonej prędkości, ale także m.in. przejeżdżanie na czerwonym świetle, a niektóre urządzenia staną na przejazdach kolejowych.
1,6 miliona zdjęć - tyle wykroczeń w ubiegłym roku zarejestrowały fotoradary. Najwięcej dotyczyło (co nie powinno dziwić) przekroczenia dozwolonej prędkości. Takie wykroczenia były sfotografowane 1 mln 573 tys. razy. 33 tys. zdjęć dotyczyło przejazdu na czerwonym świetle. GITD poinformowało, że kierowcy zarejestrowani przez fotoradary przekraczali dozwoloną prędkość średnio o 22 km na godz. Na ten wynik złożyły się zdjęcia rejestrujące:
Znamy też niechlubnych rekordzistów 2019 r. Pierwszy z nich pędził 209 km na godz. na drodze z ograniczeniem do 60 (o 149 km na godz. więcej). Kolejny przy ograniczeniu do 50 km na godz. jechał 184 km (134 km na godz. za dużo). Trzeci przy ograniczeniu do 50 km na godz. jechał 169 km na godz. (119 km na godz.za dużo).
Liczba zrobionych zdjęć robi wrażenie. Jednak jak przekłada się na liczbę ukaranych kierowców? Mandatów wystawiono tylko 717 000.
Dlaczego kierowcy nie zawsze karani są za nieprzepisową jazdę? - Najczęstszymi powodami są nieczytelne zdjęcia wykonane przez fotoradar, a także brak pełnych danych na temat właściciela auta w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK). Ponadto niekiedy urządzenia rejestrują również nieprzepisową jazdę pojazdów uprzywilejowanych - wyjaśniają eksperci rankomat.pl w swoim raporcie. Innym problemem jest niewydajny system. Kierowcy czasem po prostu wolą przeczekać. Nie opłacają wystawionego mandatu, a jest ich tylu, że urzędnicy nie są w stanie wyegzekwować kary. Sprawy się przedawniają, a piraci drogowi nie zostają ukarani.
Skuteczność fotoradarów jest śmiesznie niska, ale złote czasy dla piratów drogowych powoli się kończą. Już widać poprawę. 717 tysięcy mandatów z fotoradarów w 2019 r. to aż o 66 proc. więcej niż w 2018 r. Samych zdjęć również było więcej, ale nie o tyle - o 341 tysięcy, czyli 27 proc.
To właśnie poprawienie skuteczności całego systemu karania kierowców ma być w najbliższych miesiącach priorytetem rządzących. Pamiętacie dyskusję o zwiększeniu mandatów? Mówiono wtedy, że np. maksymalny mandat za przekroczenie prędkości ma wzrosnąć z 500 do 1500 zł. Później zaostrzenie taryfikatora dementowano (choć zdecydowanie jest coś na rzeczy, bo to nie pierwsze takie informacje, płynące do nas z zainteresowanych ministerstw), a przedstawiciele rządu skupiali się raczej skuteczniejszej egzekucji już nałożonych mandatów.
Wspomnieliśmy już o stu nowych fotoradarach, które mają stanąć przy polskich drogach do 2023 r. Przy zapowiedzi nowych urządzeń (i wymiany starych) wcale nie skupiano się jednak na liczbach. Resort infrastruktury zapowiedział, że pracuje nad nowym systemem i znacznym uszczelnieniem kar nakładanych na kierowców. Owszem, fotoradarów ma być więcej, ale to ich większa skuteczność ma być prawdziwą rewolucją. Szczegółów ministerstwo jeszcze nie ujawnia, ale zmiany mają wejść w życie już w przyszłym roku.