Ze względów bezpieczeństwa rowerzyści mają kategoryczny zakaz korzystania z dróg ekspresowych i autostrad. Dotyczy on również pobocza oraz pasów awaryjnych. Nie przeszkodziło to jednak pewnemu mieszkańcowi Gogolina w ruszeniu w podróż życia. O 20 dyżurny krapkowickiej komendy otrzymał zawiadomienie o jadącym pod prąd autostradą A4 rowerzyście. Miał znajdować się w okolicach 256 kilometra A4 w kierunku Wrocławia. Błyskawicznie wysłano tam patrol. Zgłoszenie okazało się prawdziwe, a rowerzysta został nagrany wideorejestratorem:
Zatrzymanym okazał się 31-letni mieszkaniec Gogolina. Policjantom zaczął tłumaczyć, że spieszył się do swojej dziewczyny, a taką trasę zaleciła mu nawigacja na telefonie.
Jazda po autostradzie rowerem już samo w sobie jest wyjątkowo niemądrym (i niebezpiecznym) pomysłem, ale to nie koniec wyczynów rowerzysty. - Funkcjonariusze zatrzymali kierowcę jednośladu na pasie awaryjnym w kierunku Katowic. Jak ustalili, kiedy 31-latek zorientował się, że jedzie w złym kierunku, wziął rower "pod pachę" i nie zważając na duży ruch ani ogromne niebezpieczeństwo, przeszedł na drugą stronę jezdni. Tam kontynuował swoją podróż. - czytamy w oficjalnym raporcie na stronie policji.
Jeśli myśleliście, że na tym sprawa się kończy, to jesteście w błędzie. Podczas rozmowy policjanci wyczuli wyraźną woń alkoholu. Po zbadaniu rowerzysty alkomatem okazało się, że ma blisko promil alkoholu w organizmie. W związku z kierowaniem rowerem w stanie nietrzeźwości oraz poruszaniem się nim po autostradzie policjanci ukarali mężczyznę mandatami.
Do zdarzenia doszło w piątek 9 października. Policja postanowiła nagłośnić sprawę po weekendzie, żeby przestrzec wszystkich przed podobnymi pomysłami. W tym przypadku nie doszło do żadnego zdarzenia, ale było tylko o krok od tragedii.