Alaska jest 49. stanem USA. Amerykanie kupili ją od Rosjan w 1867 roku za 7,2 miliona dolarów. Wkrótce potem okazało się, że kryją się tam gigantyczne złoża złota i ropy naftowej, ale to zupełnie inna historia.
Dla losów pewnego Amerykanina bardziej istotne jest, że największy stan od reszty kraju jest oddzielony niezmierzoną kanadyjską przestrzenią. Dlatego obywatele USA podróżujący drogą lądową do i z Alaski mogą wyjątkowo przekroczyć granicę z Kanadą.
Warunkiem jest zachowanie "autokwarantanny" w trakcie podróży. Mówiąc normalnie chodzi o to, aby nie robić zbędnych przystanków i pokonać terytorium Kanady najszybciej jak to możliwe, unikając kontaktów z obywatelami tego kraju.
Kanada drobiazgowo pilnuje stosowania się do przepisów, które weszły w życie, aby chronić obywateli przed skutkami pandemii koronawirusa i osiąga bardzo dobre efekty. W przeciwieństwie do sąsiednich Stanów Zjednoczonych wskaźnik zachorowań w tym kraju jest bardzo niski. Dlatego wszelkie naruszenia przepisów są bardzo surowo karane.
Mieszkaniec Kentucky albo tego nie wiedział albo zignorował zakaz. Jego samochód został zauważony na parkingu przed tarasem widokowym w parku narodowym Banff w prowincji Alberta. Wkrótce potem zatrzymała go policja, a prokuratura wydała nakaz aresztowania.
Tera grożą mu drakońskie kary. Maksymalna wysokość grzywny przewidziana tak zwanym "Quarantine Act" to 750 tys. dolarów kanadyjskich, czyli ponad 2,1 miliona złotych. Oprócz tego może zostać skazany na sześć miesięcy więzienia.
Amerykańskie publiczne radio NPR poinformowało, że pechowy Amerykanin jest pierwszym obywatelem tego kraju aresztowanym za naruszenie wyżej wymienionego przepisu. Do tej pory kanadyjscy przedstawiciele prawa wystawili ponad 20 mandatów, za złamanie różnych przepisów, ale nie byli zmuszeni do zamknięcia żadnego obcokrajowca w areszcie.
Żeby było śmieszniej, to nie pierwsze naruszenie przepisów przez bohatera opowieści w czasie jego podróży. Wcześniej został ostrzeżony i ukarany przez królewską kanadyjską policję konną. Mimo to postanowił ignorować przepisy kraju, w którym przebywa. Dlatego zamiast o pechu trzeba mówić raczej o głupocie.
Historia podróżującego swoim pikapem obywatela Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej może być ostrzeżeniem dla wszystkich wybierających się za granicę. Teraz i w przyszłości. Warto wcześniej poznać przepisy obowiązującego w kraju, do którego się wybieramy, bo skutki ich naruszenia mogą być opłakane.