Tylko, że władze nie robią nic, aby tak się stało. Od wejścia w życie ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych w lutym 2018 r. niewiele się nie zmieniło. Początkowo Kraków wprowadził taką strefę w centrum miasta, ale z czasem dodano tak dużo wykluczeń, że przekształciła się w strefę ograniczonego ruchu.
Tymczasem Polacy oczekują, że to się zmieni. Ponad połowa dorosłych uczestników badania przeprowadzonego w maju 2020 r. odpowiedziała twierdząco na pytanie: Czy w związku z niższą emisją spalin w miastach w trakcie epidemii koronawirusa, powinny powstać miejskie strefy czystego powietrza, czyli strefy, do których prawie w ogóle nie są wpuszczane samochody spalinowe?
Odpowiedź zdecydowanie tak zaznaczyło 22 proc., a raczej tak 32 proc. badanych. Przeciwnikami utworzenia takich stref jest tylko 10 proc., a nastawionych sceptycznie do tego pomysłu jest 14 proc. pytanych osób. Pozostali badani nie mieli wyrobionego na ten temat zdania.
Na wpływ wyników badania rzeczywiście mogły mieć skutki ograniczenia ruchu samochodów w ostatnich miesiącach. W tym czasie bardzo spadło stężenie szczególnie groźnego składnika smogu - tlenków azotu. W marcu 2020 r. wyniosło zaledwie 26,1 mikrograma na metr sześcienny, podczas gdy rok temu - aż 147 ug/m3. W przeciwieństwie do pyłów zawieszonych i benzopirenu, za jego obecność w powietrzu odpowiadają przede wszystkim samochody z silnikami wysokoprężnymi.
Z tego samego badania wynika, że Polacy źle oceniają jakość powietrza w swoich miastach. Tak twierdzi aż 54 proc. z pytanych 1084 osób. Trudno im się dziwić, ale jeszcze trudniej doczekać się jakichkolwiek zmian od miejskich władz samorządowych.