Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w swoim niedawnym raporcie informowała, że na drogach krajowych ruch zmalał od 25 proc. w dni powszednie do 55 proc. w niedzielę. Identyczną sytuację obserwujemy także w miastach. Jeździ znacznie mniej samochodów, a najważniejsze ulice nie korkują się nawet w godzinach szczytu.
Logika podpowiadałaby, że na drogach zrobi się teraz znacznie bezpieczniej. Równanie nie powinno być trudne. Mniej samochodów = mniej wypadków = mniej ofiar. Niestety, puste ulice skłoniły Polaków do agresywniejszej i szybszej jazdy. Wskazują na to statystyki wypadków. Bo choć ich liczba zmniejszyła się prawie o połowę, to są tragiczniejsze w skutkach. Na polskich drogach ginie praktycznie tyle samo ludzi.
Komenda Głównej Policji podaje, że w marcu zeszłego roku w Polsce doszło do 2170 wypadków, w których zginęło 215 osób (śmiertelność 9,9 proc.). Podobne liczby notowaliśmy jeszcze na początku marca 2020 r. Przykładowo w dniach 9-15 marca było to 406 wypadków, w których zginęło 37 osób (9,11 proc.). Specjalizujący się w bezpieczeństwie ruchu drogowego portal brd.24.pl wskazuje, że po zauważalnym spadku natężenia ruchu statystyki wyglądały następująco:
Tak niewielki spadek liczby osób, które zginęły na polskich drogach i wzrost śmiertelności świadczy o tym, że wypadki stały się groźniejsze. Kierowcy jadą szybciej, a skutki zdarzeń są znacznie poważniejsze. Nie tylko nad Wisłą. Polska policja nie opublikowała jeszcze raportu dotyczącego ostatnich dni, ale zrobiły to np. służby z Wielkiej Brytanii i Danii. Tam także zaobserwowano szybszą i agresywniejszą jazdę na opustoszałych drogach.