Relatywnie niewielu kierowców regularnie uzupełnia poziom paliwa w baku do pełna. W zdecydowanej większości użytkownicy tankują paliwo o wartości kilkudziesięciu złotych. Zmotoryzowani doskonale wiedzą, ile kilometrów są w stanie przejechać jeszcze na rezerwie, odraczając wizytę na stacji. Istotnie, pojemność rezerwy niejednokrotnie pozwala na przejechanie 100, a nawet 150 kilometrów ze względnym spokojem. O ile kilkukrotnie uda się „bezpiecznie” dojechać do celu, o tyle kolejne próby mogą zakończyć się wystąpieniem jednej z typowych awarii. Mechnicy zgodnie sugerują, aby nie dopuszczać do zapalania się kontrolki sygnalizującej niski stan paliwa.
Jednym z elementów, które cierpią przez niski poziom paliwa jest sam zbiornik. Dotyczy to oczywiście tylko samochodów wyposażonych w metalowy bak – wykonany z plastiku staje się coraz popularniejszym rozwiązaniem. Rzecz jasna ze względów na warunki eksploatacji korozja może atakować również zewnętrzne poszycie zbiornika. Uderzenia kamieni, oddziaływanie soli i błota pośniegowego w zupełności wystarczą do jej zapoczątkowania.
Notoryczne podróżowanie z niskim stanem paliwa sprzyja kondensowaniu się wilgoci na wewnętrznych ściankach zbiornika, co w dłuższej perspektywie prowadzi do ich korozji i dostawaniu się rdzawych zanieczyszczeń do paliwa i dalej do układu wtryskowego. Wilgoć w przewodach może wywołać również korozję w dalszych częściach układu paliwowego. Po kilku latach rozwoju rdzy w baku, czy osadzania się zabrudzeń, dojdzie do zatkania przewodów paliwowych. W pewnym momencie nie będziemy mogli uruchomić jednostki napędowej lub w czasie jazdy pojawi się efekt szarpania i odczuwalny spadek mocy. W skrajnych przypadkach rdza zacznie rozwijać się nawet na wewnętrznych elementach wtryskiwaczy – zmuszając użytkownika do ich wymiany lub regeneracji (zależnie od modelu oznacza to wydatek 500-1000 złotych za sztukę).
Jedynym sposobem na rozwiązanie problemu korodującego zbiornika i przewodów paliwowych jest ich wymiana na nowe. Czyszczenie nie wchodzi w grę. Kolejną trudnością jest skraplająca się woda na ściankach baku. W okresie letnim jedynym skutkiem ubocznym jest rozrzedzanie paliwa. Zimą może dojść do zamarznięcia wody w układzie paliwowym – powstaniem czopów lodowych. Wówczas jedynym rozwiązaniem jest wstawienie pojazdu do ogrzewanego garażu i kilka godzin cierpliwego czekania. Profilaktycznie specjaliści zalecają stosowanie preparatów dostępnych na stacjach paliw i sklepach motoryzacyjnych neutralizujących wilgoć w paliwie. To wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych.
Częsta jazda na rezerwie zmusza układ paliwowy do czerpania benzyny lub oleju napędowego z samego dna zbiornika. Razem z zasysanym paliwem do zestawu naczyń połączonych dostają się najróżniejsze zanieczyszczenia pochodzące ze starego paliwa, czy rdzy. Poza wymienioną wyżej zmianą zbiornika i przewodów paliwowych na nowe elementy, pozostaje nam serwisowe płukanie układu. Koszt operacji to kilkaset złotych. Oczywiście wymiana filtra jest obowiązkowa.
Kluczowym elementem układu paliwowego jest pompa zainstalowana w zbiorniku. Pracujące nieustannie urządzenie elektryczne, chłodzone i smarowane jest przez przepływające paliwo. Z tego względu jest niebywale wrażliwa na odpowiednio wysoki poziom paliwa w baku. Jazda na rezerwie, szczególnie w czasie pokonywania zakrętów, chwilami oznacza dla pompy brak smarowania. W szybko przejeżdżanym łuku resztka paliwa przemieszcza się, odsłaniając ssak pompy – wówczas zasysa powietrze chwilowo pracując na sucho. W krótkim czasie może ulec zatarciu. Oznaki agonii pompy to między innymi trudności w uruchomieniu auta, szarpanie w czasie przyspieszania – urządzenie dostarcza zbyt mało paliwa do układu wtryskowego. Jedynym skutecznym rozwiązaniem jest wymiana lub regeneracja pompy – koszty zależą oczywiście od modelu samochodu. W starszych konstrukcjach nowy element kupimy nawet za kilkadziesiąt złotych, a w nowszych wydatek przekroczy 400-500 złotych.
Częstą konsekwencją jazdy na rezerwie jest przymusowy postój na poboczu z powodu braku paliwa. W aucie z silnikiem benzynowym wszystko wraca do normy po dolaniu kilku litrów surowca. W przypadku jednostki wysokoprężnej, nawet uzupełnienie poziomu paliwa przeważnie nie da rezultatu – zapowietrzony układ paliwowy uniemożliwi odpalenie auta. Tutaj, zależnie od modelu, konieczna będzie wizyta w serwisie i skorzystanie z urządzenia diagnostycznego w celu odpowietrzenia układu. Niektóre modele wyposażone są w ręczną pompkę. W żadnym wypadku nie powinniśmy próbować uruchomić silnika metodą na pych. Nagły koniec paliwa w silniku turbodoładowanym doprowadzi do gwałtownego wzrostu temperatury spalin, co może zniszczyć elementy robocze turbosprężarki i wygenerować koszty regeneracji przekraczające 1000 złotych.
Bez względu na rodzaj silnika, czy wiek auta, należy unikać długotrwałej jazdy na rezerwie. Z uwagi na bezpieczeństwo rzeszy elementów mechanicznych i ich trwałość, warto tankować zbiornik do pełna już przy wskazaniu 20-25 procent stanu. Unikniemy w ten sposób szeregu nieprzewidzianych usterek i sporych wydatków. Jeśli dojdzie do nagłego spadku jakości mieszanki paliwowo-powietrznej w jednostce z doładowaniem, w skrajnym przypadku wysoka temperatura w komorze spalania może doprowadzić do wypalenia tłoka, co wiąże się z kosztownym remontem silnika.